Spis treści
- Burza medialna postawiła OLV w samym centrum uwagi opinii publicznej i polityków
- - Staliśmy się ofiarą całej tej sytuacji. Konkurencja zainwestowała duże pieniądze w technologię produkcji alkoholu w szklanych butelkach - wskazuje prezes OLV
- - Koszty są ogromne, bo obejmują technologię, instalację, zakup opakowań i zapasów magazynowych. Nie zostawimy tej sprawy - mówi Wasielewski
Jak pan wspomina przełom września i października?
Był to dla nas zdecydowanie bardzo zaskakujący i trudny czas. Z godziny na godzinę staliśmy się wrogiem publicznym numer jeden. Nikt nas o nic nie pytał, tylko wszyscy wypowiadali się, nie znając zupełnie tematu i produktów. Nie spaliśmy przez tydzień. Pod silną presją polityczną i medialną podjęliśmy decyzję o wycofaniu produktu z rynku, chociaż został on wprowadzony na niego zgodnie z prawem. Byliśmy w totalnym szoku.
Burza medialna postawiła OLV w samym centrum uwagi opinii publicznej i polityków
Premier Donald Tusk, marszałek Szymon Hołownia, minister Barbara Nowacka – to tylko niektóre z osób, które zabrały głos w aferze, w której główną rolę odgrywają tzw. alkotubki. Czy wy w ogóle mieliście z kimś z tych polityków kontakt?
Nasza firma nigdy nie miała kontaktów z politykami, którzy zabierali głos w tej sprawie. Nas polityka nigdy nie interesowała. Nie ukrywamy jednak, że słysząc słowa Marszałka Sejmu, o między innymi wgryzaniu się w tętnice, czuliśmy niedowierzanie i strach. Oczekiwałbym od osób wypowiadających się publicznie wiedzy i świadomości powagi wypowiadanych słów. Tutaj w naszej sytuacji tego zabrakło.
Jak wyglądał proces uzyskiwania pozwolenia na alkotubki?
Był on długi i skomplikowany. Zadbaliśmy o każdą kwestię, zarówno w obszarze prawnym, jak i technologicznym, związanym z bezpieczeństwem oraz infrastrukturą. Przygotowywaliśmy się do tego przez ponad dwa lata. Wystąpiliśmy o wszystkie możliwe zgody, pozwolenia, certyfikaty oraz dopuszczenia, które były niezbędne do legalnego wprowadzenia produktu na rynek.
Skontaktowaliśmy się z odpowiednimi instytucjami, które musiały zalegalizować nasze technologie oraz zbiorniki, a także wystąpiliśmy do Urzędu Skarbowego o zgodę na przyklejanie banderoli na opakowaniach.
Ze względu na specyficzną technologię produkcji, banderola musiała być umieszczona na tylnej części opakowania, ponieważ owinięcie korka nie było możliwe. Nie poszliśmy na skróty, nie robiliśmy niczego wbrew przepisom. Zbudowaliśmy całą infrastrukturę, spełniając wszystkie wymagania bezpieczeństwa. Przeszliśmy przez liczne audyty i otrzymaliśmy certyfikaty BRC oraz IFS, które potwierdzają naszą zgodność z międzynarodowymi standardami. Zainwestowaliśmy w ten biznes 20 milionów złotych.
Czyli mieliście wszystkie pozwolenia, a urzędnicy nie mieli nic przeciwko i nawet ministerstwo miało wiedzę o temacie?
Wszystkie przesłanki wskazywały, że nasza koncepcja wprowadzenia tego produktu na rynek jest absolutnie trafiona. Zresztą zainspirowaliśmy się produktami, które są bardzo popularne i produkowane i sprzedawane w krajach Unii Europejskiej. Co więcej, odpowiednie instytucje miały pełną wiedzę o naszym projekcie już od wielu miesięcy, bo od co najmniej trzech miesięcy miały świadomość, jak będą wyglądały opakowania.
Dwa lata temu przedstawiliśmy pierwsze informacje oraz wzory opakowań urzędnikom w wielu urzędach które wydają stosowne zezwolenia, którzy byli poinformowani o naszych planach. Nigdy nie było żadnych sugestii ani prób rozmów w tej kwestii.
- Staliśmy się ofiarą całej tej sytuacji. Konkurencja zainwestowała duże pieniądze w technologię produkcji alkoholu w szklanych butelkach - wskazuje prezes OLV
Skoro wszyscy wiedzieli, to dlaczego pana zdaniem wybuchła afera?
Uważam, że staliśmy się ofiarą całej tej sytuacji. Konkurencja zainwestowała duże pieniądze w technologię produkcji alkoholu w szklanych butelkach. Być może ktoś chciał wywołać burzę medialną, aby zdyskredytować nasz produkt, który mógłby zagrozić czyjemuś udziałowi w rynku. Rynek alkoholi w małych opakowaniach jest wart miliardy złotych. Co miesiąc sprzedaje się 40 milionów sztuk napojów alkoholowych w formacie 100 mililitrów, tzw. „małpek”, co daje około 3 miliony sztuk dziennie.
Dlaczego alkotubki były sprzedawane ze standów po produktach z konkurencyjnego Tymbarku? Dodatkowo w miejscach, gdzie znajdowały się musy dla dzieci?
Była to prowokacja zainscenizowana w jednym sklepie, aby podburzyć opinię publiczną. W każdym sklepie jest oddzielny segment, w którym znajduje się alkohol. Sklepy są odpowiedzialne za właściwe rozmieszczanie produktów, a my jako producenci mamy pełną świadomość odpowiedzialności za ich jakość i wizerunek.
Dobrowolnie wycofaliście alkotubki ze sklepów. Dlaczego?
Sytuacja w mediach, reakcje i przede wszystkim groźby, które wystosowali najważniejsi politycy w państwie, były tak intensywne, że postanowiliśmy ściągnąć produkt, aby uniknąć dalszych kontrowersji i niepotrzebnych komplikacji. Byliśmy w szoku, bo wszystko zostało wprowadzone zgodnie z prawem. Nie braliśmy pod uwagę, że alkohole pakowane w pouch’e, produkowane przez wielu producentów w wielu krajach Unii Europejskiej oraz świata rozpętają taką burzę medialną i będą traktowane jak przestępstwo. Zmusiło to nas do podjęcia decyzji, którą uważaliśmy za najbardziej rozsądną w danej chwili.
- Koszty są ogromne, bo obejmują technologię, instalację, zakup opakowań i zapasów magazynowych. Nie zostawimy tej sprawy - mówi Wasielewski
Czuje się pan zaszczuty przez władzę i urzędników?
Mamy duży żal, dlatego że zrobiliśmy wszystko zgodnie z prawem, nie nagięliśmy żadnego przepisu, ani nie poszliśmy na skróty. Niektórzy politycy kierowali do instytucji kontrolnych nieprawdziwe oskarżenia celem zdyskredytowania naszej firmy. Zostaliśmy skrzywdzeni.
To państwo nas skrzywdziło i krzywdzi dalej. Nasłano na nas zmasowane kontrole przez urząd skarbowy, PIP, Sanepid i wiele innych organów. Sytuacja jest trudna, ciągle jesteśmy pod presją. Urzędy, za namową polityków, szukają na nas haków.
A czy nie obawia się pan, że nie dostaniecie odszkodowania, skoro sami wycofaliście towar?
Jest jeszcze za wcześnie, aby podejmować jakiekolwiek kroki w sprawie odszkodowania, ponieważ decyzję o wycofaniu produktu z rynku podjęliśmy pod wpływem ogromnej presji ze strony polityków i mediów.
Nie mamy jeszcze pełnej wiedzy na temat wszystkich strat, jakie ponieśliśmy, ale mogę powiedzieć, że koszty są ogromne, bo obejmują technologię, instalację, zakup opakowań i zapasów magazynowych. Nie zostawimy tej sprawy.
Co zrobiliście z towarem i banderolami?
Nie wiemy, co zrobić z banderolami, ponieważ mamy prawie milion sztuk naklejonych banderol i drugie tyle opłaconych w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, których w tej chwili nie możemy wykorzystać. Chcemy sprzedać produkt za granicą.
W Stanach Zjednoczonych aż 30% alkoholu produkowane i sprzedawane jest w opakowaniach typu pouch, a w Skandynawii niewiele mniej. W takich krajach jak Holandia, Belgia, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Włochy produkcja i sprzedaż alkoholu w tubkach to także standard. Dlatego skoro w Polsce nie możemy sprzedać naszego produktu, a w wielu innych krajach sytuacja wygląda inaczej, to wykorzystamy tę możliwość.
Czyli jednak udaje się wam normalnie prowadzić biznes?
Choć decyzja o wycofaniu produktu z rynku była trudna, wciąż otrzymujemy o niego wiele zapytań, co pokazuje, że istnieje zainteresowanie, a nasza oferta ma potencjał. W obecnej sytuacji nie chcemy być narażeni na kolejne ataki, które mogą zaszkodzić naszej działalności i reputacji.
Powołaliśmy sztab kryzysowy do komunikacji ze światem zewnętrznym. Napisaliśmy wiele pism z prośbą o jakąkolwiek rozmowę, interakcje z ministerstwami, Kancelarią Prezesa Rady Ministrów oraz wieloma posłami, aby zwrócić uwagę na to, że prowadzimy legalny biznes, który ktoś próbuje zniszczyć bez żadnej podstawy, po prostu na zasadzie pomówienia. Dostaliśmy dużo pozytywnych odpowiedzi również od posłów rządzącej koalicji. Bardzo za nie dziękujemy.
Czy afera nie zaciąży na całej grupie Real? Macie 700 milionów rocznego obrotu, jest z czego tracić.
Trudno na razie ostatecznie potwierdzić wszystkie skutki afery z alkotubkami, ale warto podkreślić, że Real, spółka-matka OLV, to firma rodzinna, która działa od 1990 roku. Jesteśmy w 100 procentach polską firmą. Real przetwarza dziś około 8% polskiego rynku owocowego, w tym 2,5 tysiąca ton polskich jabłek dziennie i 1,5 tysiąca kolorowych owoców na dobę. Zatrudniamy ponad 1300 pracowników i współpracujemy z setkami polskich producentów i sadowników.
