I są problemy.
"Przekręt na agenta" - tak nazywają niektórzy urzędnicy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych tę metodę oszustwa. Procedura była podobna: w dobie kryzysu, firma, zazwyczaj mała, ewentualnie średnia, zlecała zatrudnienie swoich pracowników agencjom pracy.
Niby korzystny układ
Czasem agenci sami zgłaszali się do przedsiębiorstw z ofertą współpracy outsourcingowej. Niby korzystnej. Dla pracownika jedyną właściwie zmianą była ta w umowie. On przecież nadal pracował w tym samym przedsiębiorstwie, na tym samym stanowisku, w tych samych godzinach.
Ewentualnie - za trochę niższą pensję. Zleceniodawca płacił agentom za tzw. prowadzenie spraw pracowniczych, ale i tak w ogólnym rozrachunku oszczędzał, ponieważ nie miał już tak wysokich kosztów związanych z bezpośrednim utrzymaniem kadry.
Pojawił się jednak problem, z którego nie zdawały sobie sprawy ani macierzyste zakłady pracy, ani sami zatrudnieni. Okazało się, że biura pośrednictwa owszem, pracę ludziom zapewniają, ale o składkach zdrowotnych i ubezpieczeniowych niektóre agencje już nie pamiętały albo je zaniżały. W niektórych przypadkach - nawet latami. ZUS wykrył już proceder. I właśnie upomniał się o zaległe składki.
Kraj pod lupą
Dane szokują. W skali kraju nieuczciwi pośrednicy mogą być winni zakładowi ubezpieczeń nawet 120 milionów złotych za pracowników. Ze wstępnych szacunków wynika, że około 25 tysięcy pracowników jest w ten sposób poszkodowanych. To są jednak pierwsze dane, bo sprawa ujrzała niedawno światło dzienne. Osób, które przez przekręt agentów straciły, może być znacznie więcej. Pracownicy ZUS w naszym regionie też badają sprawę.
- Obecnie prowadzimy postępowania wyjaśniające dotyczące kilku płatników składek - informuje Alina Szałkowska, rzecznik prasowy bydgoskiego oddziału ZUS. - Chodzi o niezgodne z przepisami umowy outsourcingowe . O szczegółach na razie mówić nie chcą.
