Spis treści
- Prognozowany spadek ludności o około 20 mln w 2070 r. doprowadzi do degeneracji, wiele firm będzie musiało zmieniać profil działalności albo przestawiać się na eksport
- Kolejne rządy nie walczą z problemem, bo kierują się jedynie perspektywą 4-letnią
- 800 plus zostało źle wprowadzone, bo dotyczy wszystkich rodzin z dziećmi
- Polityka migracyjna musi być szyta na miarę - nie powinna polegać na tym, że wpuszczamy do kraju każdego chętnego migranta
- Nie możemy sobie pozwolić na skracanie czasu pracy i to nie tylko z powodu demografii - to obietnica, za którą zapłacą przedsiębiorcy
Prognozowany spadek ludności o około 20 mln w 2070 r. doprowadzi do degeneracji, wiele firm będzie musiało zmieniać profil działalności albo przestawiać się na eksport
W 2024 roku Polska zanotowała najniższą liczbę urodzeń w całym okresie powojennym. Współczynnik dzietności wyniósł 1,11; co oznacza, że jesteśmy na końcu rankingu krajów UE i jesteśmy niemal najniżej w całym OECD. Jak wyglądają prognozy na kolejne lata i co one oznaczają dla gospodarki?
Trzeba powiedzieć wprost: zbliżamy się do katastrofy demograficznej. I to nie są już jakieś publicystyczne dywagacje, ale wnioski wynikające z twardych danych. Według prognoz, w 2070 r. może nas być jedynie 18 mln. Z perspektywy młodego pokolenia, ta data wcale nie jest aż tak bardzo abstrakcyjna. To oznacza demograficzną zapaść, do której będziemy się sukcesywnie, z roku na rok, zbliżać. Spadek ludności o około 20 mln doprowadzi do degeneracji naszego rynku pracy i rynku ubezpieczeń społecznych. Nie muszę przypominać, że my dziś pracujemy na świadczenia przyszłych emerytów, a na nasze emerytury będą pracowali ci, którzy w tym czasie będą w wieku produkcyjnym. Już teraz zastępowalność na rynku pracy jest ujemna – emerytów przybywa w sposób wykładniczy i to zjawisko będzie postępować z każdym rokiem. Nie będzie komu pracować na emerytury przyszłych seniorów. Kryzys demograficzny dotknie, w mniejszym lub większym stopniu, każdą branżę. Oczywiście możemy liczyć się z ograniczeniem produkcji na rynek krajowy. Przy zmniejszonym popycie na produkty i usługi, wiele firm będzie musiało zmieniać profil działalności albo przestawiać się na eksport do miejsc, w których ta dzietność będzie większa.
Które branże ucierpią w pierwszej kolejności?
Na pewno branża edukacyjna. Publiczne placówki będą się jeszcze utrzymywały z publicznego wsparcia, ale prywatne szkoły, przedszkola i żłobki, które jakiś czas temu niosła fala wyżu demograficznego, prawdopodobnie będą padać. Co prawda dziś jeszcze jest taka sytuacja, że mamy za mało żłobków względem liczby dzieci, ale to się zmieni. Kryzys na pewno odczuje też branża transportowa i służba zdrowia.
Kolejne rządy nie walczą z problemem, bo kierują się jedynie perspektywą 4-letnią
A jak kryzys wpłynie na branżę mieszkaniową?
Akurat o ten sektor boję się najmniej, bo teraz na rynku brakuje około 2 mln mieszkań. Gdy tę lukę wypełnimy, miną długie lata. Mogę sobie jednak wyobrazić taką sytuację za kilkadziesiąt lat, że mieszkań będzie więcej niż chętnych na te mieszkania. Niestety Polska ma gigantyczny problem strukturalny, z którym kolejne rządy jakoś nie zamierzają radykalnie walczyć.
Dlaczego?
Bo kierują się perspektywą 4-letnią, a w najlepszym wypadku 8-letnią. Tymczasem my już jesteśmy na tej ścieżce do katastrofy, z której – jak mówią naukowcy – nie da się zawrócić. Można co najwyżej ją opóźniać lub starać się ją łagodzić.
800 plus zostało źle wprowadzone, bo dotyczy wszystkich rodzin z dziećmi
Już wiemy, że program 800 plus nie poprawił dzietności. Co można byłoby zrobić, żeby opóźnić lub złagodzić kryzys?
Program 800 plus wyrównał dysproporcje majątkowe w społeczeństwie i wiele rodzin z niego skorzystało i nadal korzysta, ale głównego celu, a więc poprawy dzietności, nie udało się osiągnąć.800 plus zostało źle wprowadzone, bo dotyczy wszystkich rodzin z dziećmi. Nie wszyscy, według mnie, powinni się do niego kwalifikować. Ten program nie rozwiązał problemu dzietności również dlatego, że na rynku brakuje usług i infrastruktury dla młodych rodziców, a przede wszystkim – brakuje dla nich mieszkań. A zakładanie rodziny gdzieś kątem u rodziców nie jest zachęcającą perspektywą. Według mnie, powodem nieskuteczności tego programu jest też to, że mamy jedno z najbardziej restrykcyjnych przepisów aborcyjnych w UE. Wiele kobiet może bać się rodzić dzieci w Polsce. Mogą myśleć, że w przypadku, jeśli z ciążą będzie coś nie tak, to mogą ryzykować życiem.
Polityka migracyjna musi być szyta na miarę - nie powinna polegać na tym, że wpuszczamy do kraju każdego chętnego migranta
W sytuacji tak dużej depopulacji ceny produktów i usług pójdą w górę?
Tak, oczywiście. Już teraz borykamy się z deficytem kadrowym w transporcie, branży budowlanej czy służbie zdrowia. Tam, gdzie brakuje rąk do pracy, koszt wytworzenia produktu czy usługi będzie wyższy, więc i finalna cena tego produktu lub usługi wzrośnie. Nadal nie mamy pomysłu na korzystanie z zasobów kadrowych spoza Unii Europejskiej. Przy dzisiejszych emocjach społecznych, wykreowanie skutecznego programu jest bardzo trudne. My, jako BCC, od dawna powtarzamy, że potrzebujemy programu, który polegałby na sprowadzaniu tych pracowników, których akurat potrzebujemy na rynku. Na przykład, jeśli na budowach potrzeba 100 tys. pracowników, to tylu wykwalifikowanych budowlańców z zagranicy należałoby do nas wpuścić. Na pewno polityka migracyjna nie powinna polegać na tym, że wpuszczamy każdego, „jak leci”. Co ważne, jednocześnie potrzebny byłby system zachęt, który sprawiłby, że cenni dla naszej gospodarki pracownicy z zagranicy by u nas pozostali, a nie wyjechali po jakimś czasie do innych krajów UE.
Taki system funkcjonuje choćby w Kanadzie.
Tak i nie tylko tam. Wiele krajów postawiło na taki kierunek. On jest realizowany również np. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej czy Katarze. Istotne jest też to, żeby polityka migracyjna, o której mówię, wiązała się z programem asymilacyjnym. Mamy liczne przykłady na to, jak tę politykę przeprowadzono źle. Na przykład w Szwecji przyjmowano w zasadzie wszystkich migrantów, bo się kierowano altruizmem i prawami człowieka, co oczywiście z jednej strony jest godne pochwały, ale z drugiej - skończyło się fatalnie, bo spowodowało tworzenie się gett. Nie wymagano od migrantów, żeby się asymilowali. Jako dziecko mieszkałem w Szwecji i doskonale wiem, jak to wyglądało.
Nie możemy sobie pozwolić na skracanie czasu pracy i to nie tylko z powodu demografii - to obietnica, za którą zapłacą przedsiębiorcy
Jeśli pod względem demograficznym, jest aż tak źle, to czy stać polską gospodarkę na to, żeby skracać czas pracy?
Nie możemy sobie pozwolić na skracanie czasu pracy i to nie tylko z powodu demografii. Ta propozycja oznacza przecież, że zespół pracowników w firmie będzie pracował mniej za tę samą pensję. Dla przedsiębiorcy to oznacza niższą wydajność i produktywność, a więc i niższe przychody przy zachowaniu dotychczasowego poziomu kosztów. To jaki jest sens w prowadzeniu takiej działalności? Pojawiają się głosy, że rząd mógłby zagwarantować firmom wyrównanie kosztów wprowadzenia tego programu. To oczywiście byłaby świetna wiadomość dla firm. Tylko, czy państwo na to stać, żeby docelowo wszystkim pracownikom zafundować dzień wolny, a przedsiębiorcom ten koszt zrekompensować? Obawiam się, że nie. Nie wiem, jak ewentualne zrekompensowanie kosztów mogłoby wyglądać w praktyce. Przypominam też, że projekt skracania czasu pracy jest projektem Lewicy, przygotowanym przez resort pracy. Oczywiście minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk argumentuje, że jesteśmy silną gospodarką i czas czerpać z tego profity. Niestety na razie to wygląda tak, że słyszmy piękną obietnicę polityczną, za którą zapłacą przedsiębiorcy.
