Spis treści
Zużycie węgla w Polsce spada, za to dopłaty rosną
W ubiegłym roku krajowe zużycie węgla kamiennego osiągnęło poziom notowany ostatnio w 1950 roku, a zatem na początku największej industrializacji kraju. Trwający od kilku dekad spadkowy trend się nie zatrzymuje i wszystko wskazuje na to, że w 2025 roku najprawdopodobniej osiągniemy mniej niż 50 mln ton zużycia (w 1980 roku Polska wykorzystywała niemal 164 mln ton), a ok. 2040 roku zużycie węgla w Polsce ma być śladowe.
Pomimo systematycznego, corocznego spadku popytu na węgiel, rząd podpisał w 2021 roku „umowę społeczną” z centralami górniczych związków zawodowych, która gwarantuje polskiemu górnictwu dotowanie kopalń do 2049 roku.
– Bezpośrednie dopłaty do kopalń (nazwane mylnie „dopłatami do likwidacji”, choć ich zadanie jest dokładnie odwrotne, bo w rzeczywistości mają podtrzymywać najmniej wydajne kopalnie przed upadkiem) w ubiegłym roku wyniosły 7 mld zł, w tym roku wzrosną do 9 mld zł, a w kolejnych latach regularnie będą musiały przekraczać 10 mld zł rocznie – komentuje dla portalu strefabiznesu.pl Bartłomiej Derski z wysokienapiecie.pl.
– To niemal 10 proc. wartości podatków dochodowych od osób fizycznych zbieranych przez państwo. Czyli co dziesiąta złotówka podatku z naszych wynagrodzeń idzie właśnie na te dotacje – dodaje.
– Ponieważ pieniądze pochodzą z kieszeni podatników, a nie polityków, wydaje się, że zarówno ten, jak i poprzedni, rząd niespecjalnie przejmuję się tym o jak ogromnych kwotach mówimy – zaznacza.
Jednocześnie Derski zwraca uwagę, że wraz ze spadkiem zapotrzebowania na węgiel i cen węgla ta luka finansowa będzie rosnąć. Jednak jego zdaniem trudno przewidzieć kiedy osiągnie poziom, przy którym politycy w końcu przyznają, że „to nie ma sensu".
– Za dotacje do górnictwa w ciągu kilku lat moglibyśmy całkowicie sfinansować budowę elektrowni atomowej lub gigantycznych magazynów energii, a więc inwestować w tańsze źródła energii – wylicza i zauważa, że średni koszt produkcji węgla w Polsce sięga już 1000 zł/t i jest najwyższy na świecie.
Problem dochodowych kopalni w Polsce
Derski przyznaje, że gdybyśmy kierowali się rachunkiem ekonomicznym, w ciągu kilku lat zamknęlibyśmy kilka najbardziej deficytowych kopalń, umożliwiając wzrost wydobycia i poprawę dochodów tych zakładów, które są lub mogą być rentowne.
– Dzięki temu czas ich funkcjonowania mógłby się nawet wydłużyć względem tego, co przewiduje „umowa społeczna”. Kluczem dla polskiego górnictwa musiałaby być jednak znacząca poprawa wydajności i obniżka kosztów, dzięki czemu polski węgiel jeszcze w latach 40. mógłby znajdować odbiorców w Europie – tłumaczy.
Zdaniem Derskiego, taki potencjał na pewno ma Lubelski Węgiel Bogdanka, Jastrzębska Spółka Węglowa i prawdopodobnie część PGG, taka jak ROW czy Piast-Ziemowit.
Ponadto, pomimo znacznego spadku wydobycia, zatrudnienie w górnictwie zmienia się nieznacznie, a pensje bardzo szybko rosną. Za ostatni dostępny miesiąc, listopad 2024 roku, wyniosły ponad 18 tys. zł brutto, ale o tej kwocie zdecydowała barbórka. Kolejną nagrodę górnicy dostaną już jednak w przyszłym miesiącu – 14-tą pensję.
– Gdyby polski rząd chciał naprawdę uzdrowić sytuację w sektorze, wynagrodzenia górników w rentownych, zdrowych kopalniach mogłyby być jeszcze wyższe, dzięki wzrostowi wydajności pracy. Dziś ta wydajność w niektórych kopalniach jest na poziomie współczesnych biedaszybów lub wybranych kopalni z XVIII wieku – podkreśla.
Jak nie węgiel to co?
Derski podkreśla, że spadek udziału węgla w energetyce dotyczy tak samo Polski, jak i Chin, USA, Australii czy RPA, a więc wszystkich państw, w których węgiel odgrywał historycznie znaczącą rolę.
– Jak widać, nie chodzi zatem o politykę klimatyczną Unii Europejskiej, ale zobowiązania na poziomie globalnym i ekonomię. Teksas, czyli bardzo republikański stan, leżący na gigantycznych złożach ropy i gazu, mocno wspierał Donalda Trumpa, ale z drugiej strony jest dziś jednym z największych na świecie placów budowy farm fotowoltaicznych, wiatrowych i magazynów energii – zauważa.
Dlaczego? Jak tłumaczy Derski, ich ceny są dziś na tyle niskie, że konkurują już z tanim gazem i ropą.
– W Polsce także te trzy elementy (fotowoltaika, wiatr i baterią) będą zapewne rozwijać się w ciągu najbliższych 10-20 lat najszybciej. Później być może dołączy do nich elektrownia atomowa. Byłoby dobrze, aby dołączył do nich także program rozwoju biogazowni, bo to świetne źródła mogące bilansować wiatr i słońce, ale poza politycznymi deklaracjami, niewiele się tu dzieje od ponad dekady – podsumowuje.
Ceny energii elektrycznej na warszawskiej giełdzie towarowej spadły do poziomu najniższego od wielu lat. W 2024 roku kontrakt na energię na obecny rok wyceniany był średnio po 450 zł/MWh, podczas gdy w 2023 analogiczny kontrakt kosztował 643 zł, a w 2022 przekraczał 1112 zł. Pomimo to, wciąż na tle Europy polski rynek energii elektrycznej należy do droższych.
Najtańszymi okazały się kraje z bardzo wysokim udziałem źródeł bezemisyjnych (elektrowni odnawialnych i atomowych) – Skandynawia, Finlandia, Francja oraz Hiszpania i Portugalia.
