https://strefabiznesu.pl
reklama

Rozbiór energetyczny Polski dokonuje się na naszych oczach

Grzegorz Gajda
Energia nie jest towarem. Trzeba zacząć myśleć o interesie narodowym - uważa ekspert w dziedzinie energetyki, Leszek Plich
Energia nie jest towarem. Trzeba zacząć myśleć o interesie narodowym - uważa ekspert w dziedzinie energetyki, Leszek Plich Leszek Pilch
Sama energia w Polsce nie jest najdroższa. Jej koszt jest porównywalny z innymi krajami. Natomiast opłaty dodatkowe powodują, że płacimy jedne z najwyższych rachunków na świecie. Niestety, obecne działania zdają się prowadzić do dalszego wzrostu tych kosztów – uważa ekspert w dziedzinie energetyki, Leszek Plich w rozmowie ze Strefą Biznesu. Zdaniem naszego rozmówcy sytuację można łatwo naprawić. Należy zlikwidować absurdy, wprowadzić dobre regulacje, zmienić mentalność i odpowiednio traktować prosumentów.

Spis treści

Leszek Plich przez wiele lat pełnił funkcje dyrektorskie w Polskiej Grupie Energetycznej i spółkach energetycznych Skarbu Państwa. Ma blisko trzydzieści lat doświadczenia w branży. Tworzył i wdrażał polski system prosumencki. Zajmuje się między innymi pomiarami i optymalizacją zużycia energii elektrycznej. Opracował techniczne i systemowe rozwiązania oszczędnościowe w energetyce.

Czwarty rozbiór – dlaczego tak ostro?

Strefa Biznesu: Mamy coraz większą świadomość potrzeby zmian. Przybywa odnawialnych źródeł, a jednocześnie nie przestają rosnąć ceny, co odbija się na przedsiębiorcach i konsumentach. Energię mamy już najdroższą na świecie. Czy wszystko da się wytłumaczyć uzależnieniem do węgla?

Leszek Plich: Wysoki udział węgla w produkcji energii rzeczywiście stanowi problem, jednak nie jest to jedyna przyczyna obecnej sytuacji. Co więcej, nie powinniśmy całkowicie rezygnować z węgla – przez pewien czas będzie on niezbędny w naszej gospodarce. Kluczowe jest, aby proces transformacji energetycznej nie prowadził do destrukcji gospodarki. Niestety, deklaracje o zmianach często pozostają na poziomie teoretycznym i nie znajdują odzwierciedlenia w praktyce.

Z mojego wieloletniego doświadczenia w energetyce zawodowej wynika, że w branży obserwujemy zjawiska, które określam właśnie jako „czwarty rozbiór Polski” – tym razem energetyczny. Firmy związane z sektorem koncentrują się na maksymalizacji zysków, nie dbając o dobro wspólne. Gdyby te procesy były prowadzone z większą rozwagą, transformacja mogłaby przebiegać z mniejszym obciążeniem dla odbiorców końcowych.

Dlaczego tak ostro pan mówi o rozbiorze?

W sektorze energetycznym decydująca jest siła podmiotów – im większe możliwości, tym lepsze uzyskuje się warunki funkcjonowania. Szczególnie problematyczne jest to w kontekście odnawialnych źródeł energii (OZE), które są często przyłączane w sposób chaotyczny, bez strategicznego planu. Z tego powodu wyczerpujemy dostępne moce przyłączeniowe, co ogranicza możliwości rozwoju przedsiębiorstw, które mogłyby inwestować w lokalne instalacje na własne potrzeby.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓

Wszystkie te działania sprawiają wrażenie rozdrapywania zasobów sektora energetycznego. Widać to w analizach kosztów energii dla odbiorców końcowych – ostateczny ciężar zawsze spoczywa na nich.

No tak. Odbiorca ostatecznie za wszystko płaci. Rachunki za energię powinny być niższe?

Sama energia w Polsce nie jest najdroższa. To poziom porównywalny z innymi krajami. Natomiast koszty dodatkowe powodują, że płacimy najwięcej. Polska jest jedynym w Europie krajem, w którym koszty dodatkowe związane z energią dla odbiorcy stanowią 35%. Średnia europejska to jest 15%. Dlaczego tak jest u nas? Główną przyczyną jest nadmiar podmiotów pośredniczących – od operatorów pomiarów i bilansowania po różne spółki handlowe. Każdy z tych elementów dokłada swoją część do finalnych kosztów.

Jak to zmienić? Rozwiązanie jest stosunkowo proste: umiejętne zarządzanie mocą, wprowadzenie odpowiednich regulacji i monitorowanie procesów. Transformacja energetyczna powinna przede wszystkim przynosić korzyści odbiorcom końcowym, którzy mogliby w większym stopniu stać się prosumentami – wytwórcami energii na własne potrzeby.

Czy nie takie właśnie są założenia transformacji?

Założenia może i tak, ale rzeczywistość jest bardziej złożona. Trzeba zrozumieć, że mamy sporo ograniczeń wynikających z istniejącej infrastruktury, historii, złych praktyk i tego, w jakim jesteśmy teraz momencie rozwoju. Zamiast kopiować modele innych krajów, powinniśmy opracować własne rozwiązania, dostosowane do naszych realiów.

Jeśli tak spojrzeć na sprawę, to rzeczywiście jesteśmy w czarnej dziurze. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z transformacji w innych krajach??

Dobrym przykładem są Niemcy, które pomimo deklaracji o odejściu od węgla, muszą uruchamiać bloki węglowe w sytuacjach kryzysowych. Pokazuje to, że nie można ignorować ograniczeń. Musimy się skupić na zasobach, które posiadamy.

Posiadamy węgiel, niestabilne OZE i duże potrzeby.

Mamy też np. debatę na temat energetyki jądrowej. Moim zdaniem ta debata skręca w złą stronę, określając elektrownie jądrowe jako jedyny słuszny kierunek. Jako zwolennik energii odnawialnej i ekologicznej uważam, że elektrownie jądrowe powinny być jedynie uzupełnieniem całego systemu. Podobnie jak energetyka konwencjonalna. Jest potrzebna jako jeden z elementów miksu energetycznego.

Co trzeba zrobić, by OZE stały się fundamentem tego miksu?

Kluczowe jest uproszczenie przepisów i stworzenie warunków sprzyjających rozwojowi energii odnawialnej. Wciąż słyszymy, że przeciążenie sieci stanowi główną przeszkodę. Jednak w rzeczywistości problem można rozwiązać za pomocą niewielkich regulacji i lepszego zarządzania istniejącą infrastrukturą. Niestety, brakuje woli do wprowadzenia takich zmian.

Przecież zewsząd słyszymy, że to przestarzałe sieci blokują postęp i wymagają gigantycznych pieniędzy. Jak to: brakuje woli

Rzecz w tym, że tzw. energetyka zawodowa nie widzi partnera w konsumentach, klientach OZE, właścicielach instalacji. Raczej widzi w nich konkurenta. I to jest główny problem. Pytam czasem kolegów z dystrybucji: jaki jest wasz cel biznesowy? Odpowiadają: „rozszerzać dostawy, bo przecież musimy zarabiać pieniądze”.

Nikt nie mówi o potrzebach klientów. W efekcie przyłączamy nowe źródła nie tam, gdzie jest potrzeba odbioru, ale tam, gdzie są techniczne możliwości. To podejście należy odwrócić – najpierw diagnozować potrzeby energetyczne i określać konieczne wielkości źródeł, a dopiero potem planować dostarczanie energii w odpowiedniej ilości. Właśnie na tym powinna polegać energetyka rozproszona – na dystrybucji lokalnej, a nie centralnej, z tego przysłowiowego „Bełchatowa”.

Mam doświadczenie we wprowadzaniu modelu przyłączeniowego, który minimalizuje straty. Osiągnięte wyniki potwierdzają zbieżność spadku strat dystrybucyjnych ze wzrostem generacji rozproszonej OZE – w 98 procentach. Oszacowałem, że takie podejście pozwala zaoszczędzić na usługach dystrybucyjnych około miliarda złotych rocznie w skali kraju, przy obecnych cenach energii. Jednak pracownicy dystrybucji często zadają pytanie: „a gdzie nasz interes na przesyłaniu?”. Mówię: zamiast skupiać się na przychodach, powinniście myśleć o marży oraz modernizacji sieci, aby generowała lepsze usługi.

Zasoby sieciowe wykorzystujemy w zaledwie w połowie

Czyli znowu wracamy do modernizacji sieci. To źródło problemów?

Jeśli komuś się wydaje, że przebudujemy sieci z roku na rok, to jest w poważnym błędzie. To proces długofalowy. Szacuje się, że modernizacja wymaga około 500 miliardów złotych – takie koszty zabiłyby gospodarkę. Dlatego kluczowe jest, aby dobrze wykorzystać to, co już mamy. Obecnie nasze sieci są wykorzystywane jedynie w 50%. Efektywność można poprawić, gdy przez linie energetyczne płynie prąd nominalny przez całą dobę.

Ale nie ma przecież takiego zapotrzebowania?

To prawda, ale mamy dostępne magazyny energii, które mogą zatrzymać nadwyżki energii i oddać je w momencie rzeczywistej potrzeby. Kluczowe jest przyłączanie OZE w sposób metodyczny – tam, gdzie istnieje realna potrzeba odbioru, obciążenia i magazyny. Taki model minimalizuje straty i wyrównuje przepływy w sieciach.

Może to pan jakoś zobrazować?

Weźmy przykład przedsiębiorcy, który ma moc umowną 0,5 megawata. Korzysta z tej mocy przez 8 godzin dziennie, ale gdy potrzebuje w godzinach produkcyjnych więcej mocy, słyszy od energetyki: „Nie damy więcej, bo sieci są kiepskie”. Firma nie może się rozwijać.

Co można zrobić? Skoro przez 16 godzin pobiera energię o mniejszej mocy, to dzięki magazynom energii może pobrać znacznie więcej energii bez zwiększania mocy umownej w ciągu doby. W okresie zmniejszonego zapotrzebowania powinno się magazynować energię i wykorzystywać ją wtedy, kiedy jest potrzebna. Technicznie jest to już możliwe, ale mentalnie wciąż nie...

Znam przykład dużego zakładu w Szwajcarii, który chciał zbudować instalację OZE. Zmniejszyłby ślad węglowy swoich produktów i miałby tańszy prąd. Niestety, usłyszał od energetyki: „Nie może pan. Musi pan się do nas przyłączyć, ale tylko wtedy, gdy się zgodzimy. A my się nie zgadzamy, bo nie ma mocy”. Procedury przyłączenia trwają dłużej niż sama budowa instalacji. Rozumie pan coś z tego?

Wytwórca energii jest traktowany przez „dystrybucję” jak wróg

Trudno to zrozumieć...

Próbuję wyjaśnić, z czym mierzą się przedsiębiorcy. Potencjalny wytwórca energii jest traktowany przez dystrybucję jak wróg, a nie partner. Model energetyki rozproszonej ma sens tylko wtedy, gdy energetyka zawodowa zacznie koordynować różne formy lokalnego wytwarzania energii. Klient, który chce coś zbudować na własne potrzeby, powinien to jedynie zgłosić, a nie czekać miesiącami na cudze „widzimisię”.

Chwileczkę. Przecież energetyka rozproszona ma być podstawą naszego systemu.

Teoretycznie tak, ale w praktyce napotyka wiele trudności. Stary system prosumencki, którego byłem współtwórcą, miał właśnie na celu wspieranie bilansowania. Na przykład w Warszawie chcieliśmy stworzyć model, w którym domy jednorodzinne wokół miasta dostarczają energię do centrum w ciągu dnia, a wieczorem ją odbierają. Obliczyliśmy, że przy odpowiednim zarządzaniu system się zbilansuje i nie będzie potrzeby dostarczania energii z daleka. Jednak pomysł ten nie został w pełni wdrożony.

Skoro magazyny są dostępne, dlaczego to nie działa tak, jak w pańskim modelu?

Problemem nie jest ilość wyprodukowanej energii, ale jej moc w danym momencie – na przykład w południe. Dlatego potrzebujemy systemu „kija i marchewki”. Programy takie jak „Mój Prąd” oferują dofinansowanie na magazyny energii, ale wsparcie powinno być warunkowe. Jeśli ktoś otrzymuje dofinansowanie, musi ograniczyć maksymalną moc oddawaną do sieci. To naturalne i konieczne.

Poproszę znowu o konkretny przykład.

Jeśli klient w południe generuje 10 kilowatów, ale zużywa tylko niewielką część, powinien mieć możliwość magazynowania nadwyżek i korzystania z nich, gdy energia jest najdroższa. Dofinansowanie na magazyn powinno być uzależnione od redukcji mocy w ciągu dnia (w godzinach maksymalnej generacji). Wystarczy monitorować maksymalną moc za pomocą liczników.

Taki system pozwala rozładować południowe piki, wspiera system wieczorem i zwiększa opłacalność magazynów, które najlepiej działają w cyklu ciągłym. Klient zyskuje finansowo, a system energetyczny jest bardziej stabilny. Taki model działa już u odbiorców przemysłowych, którzy płacą za rzeczywiste zużycie, a za przekroczenia mocy ponoszą dodatkowe opłaty. Nie chodzi o system kar, lecz o dotrzymywanie umów i efektywne zarządzanie mocą i energią.

Spłaszczenie i monitoring zagwarantują efektywne korzystanie z sieci

Jak ma wyglądać to monitorowanie? Kto to ma robić?

Wystarczy uruchomić u prosumenta odczyt mocy maksymalnej, aby kontrolować przekroczenia. Liczniki już dziś mają takie możliwości. Dzięki magazynom energii i redukcji, o których wspomniałem, można rozładować południowe piki oraz wspierać system wieczorem, kiedy zużycie jest największe. Dodatkowo zwiększamy rentowność magazynów, bo najlepiej działają w cyklu pracy ciągłej. Klient zyskuje finansowo, bo zużywa własną energię, zamiast ponosić koszty sieciowe. To już działa u odbiorców przemysłowych – płacą za zużywaną energię, a za przekroczenia mocy maksymalnej ponoszą określone sankcje. Tu nie chodzi o kary, lecz o rzetelne dotrzymywanie umów.

Co by to dało w skali kraju?

Weźmy sytuację z ostatnich świąt wielkanocnych. Operatorzy żądali wtedy wyłączeń instalacji OZE – zarówno fotowoltaicznych, jak i wiatrowych. Dlaczego? Prosumenci wyprodukowali 12 gigawatów mocy, minimalna moc elektrowni konwencjonalnych to ok. 6 gigawatów, a potrzeby systemu wynosiły jedynie 15 gigawatów. Nadwyżka była ogromna, ale nie potrafiliśmy nią zarządzać. Nie da się przecież zadzwonić do miliona prosumentów z prośbą: „Proszę wyłączyć instalację”. Zwłaszcza przy świątecznym obiedzie!

Czyli w pańskim systemie prosument dostarczyłby do sieci mniej mocy i nie byłoby tej zbędnej nadwyżki?

Owszem. Na tym właśnie polega prosumencka energetyka rozproszona. Nie wymaga centralnego sterowania – autonomiczne systemy spłaszczają zapotrzebowanie sieci koordynowane i monitorowane, a nie centralnie zarządzane. W ten sposób efektywnie wykorzystujemy nawet przestarzałą infrastrukturę i zyskujemy czas na jej modernizację.

To brzmi wręcz banalnie. Nadal nie rozumiem, dlaczego tak nie działa.

U nas nadal pokutuje przekonanie, że opłacalne są jedynie największe magazyny energii. Ale komu to się opłaca? Polska ma jedną z najdroższych energii na świecie i wszystko zmierza ku temu, by była jeszcze droższa. Nie rozumiemy, że żyjemy dzięki odbiorcom energii – tak długo, jak ich na nią stać. Już teraz wiele dużych firm rezygnuje z działalności w Polsce z powodu kosztów energii. Najczęstszym pytaniem przedsiębiorców jest dziś: „Jak mieć tańszą energię?”. Rozwiązaniem jest obniżanie kosztów, a tego nie osiągniemy, przyłączając ogromne instalacje, które działają tylko dla zysku. Oczywiście, zarabianie to naturalna motywacja, ale z punktu widzenia kraju kluczowe jest wsparcie energetyki dla potrzeb własnych.

Zasygnalizował pan jeszcze jeden problem: zbyt wysokie napięcie w sieci.

Tak, to często pomijana kwestia. Na przykładzie mojej domowej instalacji oszacowałem, że korzystając z tych samych urządzeń, zużywam o 10% więcej energii przez zbyt wysokie napięcie. To wynik wadliwych ustawień sieci.

Przecież to zakrawa na niegospodarność!

Do tego zmierzam. Problemem nie jest samo generowanie energii, ale utrzymanie jej odpowiednich parametrów i eliminowanie strat. Energetyka zawsze tłumaczy się zgodnością z przepisami, ale to nie wystarcza.

Może pan podchodzi do tego zbyt zero-jedynkowo. A zarządzanie starymi sieciami i rozporządzeniami to skomplikowane procesy?

Sieci przesyłowe to nasze wspólne dobro i musimy je wykorzystywać w sposób jak najmądrzejszy. Powtarzam: energii nie można traktować jak towar, bo jest podstawą naszej cywilizacji.

Żeby zmienić energetykę, trzeba zacząć od mentalności

Z tego co pan mówi, można wnioskować, że bezpieczeństwo energetyczne to kwestia zmiany mentalności.

W dużej mierze tak. W systemie odbiorca i mały producent są traktowani jak zło konieczne. Dodajmy do tego skostniałe przepisy i procedury. Opowiem o pewnym przypadku: w jednym z miast wodociągi chciały zainstalować 100 kilowatów fotowoltaiki na własne potrzeby. Koszt instalacji wynosił około 150 tysięcy złotych. Energetyka zażądała jednak automatyki za dodatkowe 170 tysięcy złotych. Dlaczego? Bo niedopracowane przepisy na to pozwalają.

Jeszcze większym absurdem są dotacje na magazyny energii o mocy co najmniej 2 MW i pojemności 4 MW. Tymczasem w Polsce jest bardzo duża ilość instalacji OZE o mocy do 1MW, które mogłyby efektywnie przyłączyć do każdej magazyn o mocy do 1MW i pojemności do 4MW, przecież przyłącza już istnieją. Takie działanie skutecznie spłaszczyłoby charakterystykę generacji OZE. Gdzie programy dla takich magazynów dedykowanych dla małych instalacji, które spłaszczają produkcję przy minimalnym koszcie?

Jaka jest pańska rada?

Trzeba zacząć myśleć o interesie narodowym i końcowego odbiorcy. Bez tego nasz system energetyczny stanie się niewydolny. Konieczna jest poważna debata o tym, jak zadbać o wspólne dobro i zapewnić tańszą energię.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Nowy prezydent, stare problemy. Gospodarka czeka na reformy

Nowy prezydent, stare problemy. Gospodarka czeka na reformy

Te czynniki wpływają na decyzje zawodowe młodych Polaków

Te czynniki wpływają na decyzje zawodowe młodych Polaków

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu