Spis treści
Taksówkarze zarabiają zbyt mało, by się utrzymać
Kierowcy Ubera i Bolta coraz częściej wyrażają niezadowolenie w związku z warunkami pracy. Wysokie prowizje pobierane przez korporacje oraz rosnące koszty życia sprawiają, że praca staje się nieopłacalna. Serhii Mykhailiuk, ukraiński influencer i kierowca, jest jednym z liderów strajku, który ma na celu nagłośnienie tych problemów.
Jak podaje Dziennik Bałtycki, Mykhailiuk zarzuca władzom Bolta i Ubera, iż „biorą do kieszeni za dużo pieniędzy", w wyniku czego przewóz pasażerów przestał przynosić zyski kierowcom. Jego zdaniem, 99 proc. z nich, zapytanych, czy „odpowiada im otrzymywana stawka" odpowie, że nie.
Kierowcy skarżą się, że obecne zarobki są zbyt niskie, aby pokryć koszty utrzymania pojazdu, paliwa oraz podatków. W obliczu inflacji i rosnących cen podstawowych dóbr, wielu z nich nie jest w stanie utrzymać się z pracy na tych platformach.
Jak mówi sam inicjator protestu, firmy zabierają kierowcom nawet 30–50 proc. z każdej opłaty za przejazd. Ponadto, choć klienci płacą coraz więcej, zarobek kierowców jest odwrotnie proporcjonalny.
Strajkujący domagają się nie tylko niższych prowizji, lecz także większej przejrzystościw ustalaniu taryf i warunków współpracy. Sprzeciwiają się również jednostronnym decyzjom aplikacji, np. niespodziewanym zmianom taryf.
Dziś zamówienie przejazdu raczej nie będzie możliwe
Strajk kierowców ma na celu nie tylko zwrócenie uwagi na ich problemy, ale także wywarcie presji na korporacje, aby te podjęły dialog w sprawie poprawy warunków pracy. 7 kwietnia, zamówienie przejazdu Uberem czy Boltem może być znacznie utrudnione.
– Po prostu nie będziemy pracować i tyle – mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu" Mykhailiuk. – Nie będziemy blokować dróg czy utrudniać ruchu, po prostu nie będziemy jeździć. Zobaczymy, jak zareaguje Bolt i Uber, kiedy się okaże, że wszyscy chcą jechać do pracy, a nie mogą.
Kierowca wykorzystuje popularność, by nagłaśniać problemy branży
Serhii Mykhailiuk zyskał popularność w mediach społecznościowych dzięki nagraniu, na którym zwraca uwagę pasażerom spożywającym alkohol w jego samochodzie. Jego słowa "piwko nie można" stały się viralem, a sam Mykhailiuk wykorzystuje popularność, aby nagłaśniać problemy kierowców.
Biznes

Mykhailiuk, mimo swojej internetowej sławy, nadal pracuje jako kierowca i jest zaangażowany w działania na rzecz poprawy warunków pracy w branży. Jego wpływ w mediach społecznościowych przyczynił się do zwiększenia rozgłosu strajku, szczególnie w Trójmieście.
Czy rozmowy z korporacjami się odbędą?
Jednym z głównych celów strajku jest rozpoczęcie dialogu z korporacjami, które do tej pory nie były skłonne do żadnych rozmów. Brak komunikacji i zrozumienia ze strony pracodawców jest jednym z głównych zarzutów kierowców.
– Jeśli wszyscy nie wyjdziemy do pracy w poniedziałek, Uber i Bolt stracą ogromne pieniądze. Może wtedy zaczną z nami rozmawiać, bo jak na razie nie ma z nimi żadnego kontaktu. Nie szanują kierowców totalnie – mówi Dziennikowi Bałtyckiemu jeden z kierowców zaangażowanych w strajk.
Mykhailiuk podkreśla, że strajk nie ma jednego organizatora, a jest wynikiem wspólnej inicjatywy kierowców, którzy chcą poprawić swoją sytuację. W sieci akcja spotkała się z dużym poparciem, choć nie brakuje również krytycznych głosów, szczególnie ze strony tradycyjnych taksówkarzy.
Na razie nie wiadomo, czy korporacje zdecydują się na podjęcie rozmów z kierowcami.
Protesty odbywają się m. in. w Trójmieście, Krakowie, Poznaniu, Warszawie i Lublinie.
Źródło: Dziennik Bałtycki