- Firma Fajans Włocławski, założona przez małżeństwo Szanowskich, powstała w celu kontynuowania lokalnej tradycji fajansu
- Po okresie przerwy w produkcji, spowodowanej śmiercią właścicieli i pandemią, syn państwa Szanowskich podjął decyzję o odnowieniu firmy
- Fajans zyskuje na popularności dzięki swojej unikalności i jakości. Mimo że kiedyś był reliktem PRL-u, obecnie stał się cenionym elementem dekoracyjnym
- Firma zmaga się z problemem braku nowych, wykwalifikowanych pracowników, szczególnie w obszarze twardego rzemiosła
Fajans wraca do łask
– Nasza firma powstała w 2002 roku z inicjatywy państwa Szanowskich, które poznało się w dawnych zakładach ceramiki we Włocławku, które już nie istnieją. Zostały zamknięty w 1991 roku – tłumaczy portalowi strefabiznesu.pl Sylwia Wojciechowska, prezes zarządu Fajans Włocławski przytaczając historię powstania firmy.
Jak wspomina, małżeństwo Szanowskich chciało reaktywować biznes, więc wykupili starą cegielnię na włocławskiej falbance, gdzie stworzyli swoją manufakturę. – Trudno to nazwać fabryką, chociażby porównując to do zakładu, który kiedyś funkcjonował we Włocławku na ulicy Kościuszki – mówi i podkreśla, że był to największy zakład, chociaż w kilku innych miejscach działały malarnie i zakłady. – W swojej manufakturze skupili się na fajansie i na odtworzeniu tego, co znali i kochali – dodaje.
Wojciechowska zwraca uwagę, że w nowej manufakturze państwo Szanowscy postawili na osoby pracujące w starym zakładzie, dzięki czemu udało im się podtrzymać tę tradycję fajansu. – Włocławek nie miał tyle szczęścia, co Bolesławiec, że ta historia nie została przerwana – zaznacza. – Przez dekadę nikt fajansu nie produkował, w pewnym momencie stał się nawet niechcianym reliktem PRL-u – dodaje. Jednocześnie zaznacza, że dzięki inicjatywie p. Szanowskiej na nowo udało się pokazać piękno ręcznej produkcji.
W trakcie pandemii działalność manufaktury została zawieszona, w tym samym czasie zachorował Jerzy Szanowski, co wpłynęło na decyzję o wydzierżawieniu fabryki, aby ktoś inny prowadził produkcję, a jednocześnie utrzymał dotychczasową załogę. – Jednak historia byłą bardzo tragiczna, Jerzy Szanowski niebawem zmarł, a Ewa Szanowska zaraz po nim – przypomina.
Państwo Szanowscy mieli jednego syna, który odziedziczył firmę. Po pewnym czasie postanowił utrzymać działalność firmy. – Pomimo tego że zajmuje się czymś innym, postanowił, że chce zainwestować w ten zakład. Przeprowadził gruntowny remont, zakupił nowe sprzęty, w tym nowoczesne piece – wymienia.
Ręczna produkcja od początku do końca
– Od pierwszego do ostatniego momentu jest to produkcja ręczna – podkreśla. – Całe serce i zamiłowanie zostaje w tych produktach – dodaje, co z kolei przekłada się na cenę. – Jak poznamy cały proces, to moim zdaniem część produktów jest wręcz za tania – przyznaje.
– Jest to złożony proces, który wymaga czasu. Pewnych rzeczy nie można przyspieszyć: to jest technologia, to jest czas przebywania w piecu, później twe produkty muszą ostygnąć, dlatego nie da się tego wykonać z dnia na dzień – podkreśla.
Również Tyberiusz Rajs z Fabryki Fajansu Włocławek zwraca uwagę na ręczną produkcję. – Jest to produkt wykonywany ręcznie. Jest to produkt regionalny, a jednocześnie nie jest to produkt masowy – tłumaczy w rozmowie ze Strefą Biznesu.
Zainteresowanie fajansem coraz większe
Wojciechowska, zapytana o obecne zainteresowanie fajansem, przyznaje, że na początku głównie były to osoby, które już posiadają jakieś artykuły tego typu. – Najbardziej znany w czasach PRL-u był fajans w kobalcie – przez jednych znienawidzony, a przez drugich uwielbiany – zaznacza.
– Przychodząc do tej firmy, poprosiłam panie, które tu pracowały o to, żeby wykorzystując swoje doświadczenie i umiejętności stworzyły coś innego – mówi i dodaje, że miało to na celu zainteresowanie fajansem młodego pokolenia, które zupełnie inaczej patrzy na tego typu produkty, na zdobnictwo. – Jest inna moda, inne potrzeby – zaznacza.
Wojciechowska nie ukrywa, że obecnie mało kto kupuje serwis obiadowy na dwanaście osób, ponieważ żyjemy i funkcjonujemy w zupełnie inne sposób, niż kiedyś. Jednak przyznaje, że pojawia się coraz więcej zapytań o personalizowane produkty. Jak tłumaczy, chodzi o uczczenie jakiejś ważnej rocznicy w rodzinie, ale także firmy coraz częściej w ten sposób chcą podkreślić jakąś ważną datę lub wydarzenie w ramach swojej działalności.
– W nowych wyrobach można znaleźć zarówno coś nowego, jak i starego, tradycyjnego – zaznacza.
– Myślę, że popyt na tego typu rzeczy zawsze będzie, ponieważ z jednej strony jest to związane z tradycją, a z drugiej strony z patriotyzmem lokalnym – dodaje Rajs. – Cały czas tworzymy nowe formy, nowe wzory oprócz tych tradycyjnych. Fajans musi żyć – podkreśla i przyznaje, że najlepiej sprzedają się formy użytkowe: kubki, filiżanki.
Jak tłumaczy nam Kujawianka Ewelina Fuminkowska, w jej domu fajans był zawsze. – Trochę męczył, bo w sobotę trzeba było zawieszone talerze wycierać, a to było moje zajęcie – przyznaje. – Część talerzy mama później schowała, bo nie było sensu tego wieszać – dodaje.
Jednak, jak wspomina, kilka lat temu po powrocie z Bolesławca wróciła z paczkami ceramiki, które są lepszej jakości. – Rodzice zażartowali, że pasowałby mi teraz niebieski fajans. Tak się zaczęło – przypomina.
– Wzięłam zbiory rodziców, wystane w kolejkach wazony uzbierały się 4 zastawy na 12 osób łącznie z wazami i półmiskami – tłumaczy i przyznaje, że zaczęła się nastawiać na rzadsze, niespotykane sztuki. – Takie, które pojawiały się tylko na wystawach i bienalach – wyjaśnia.
– Jeżdżąc i spotykając wiele osób udało mi się trafić na autorski talerz Elżbiety Piwek Białoborskiej- czołowej projektantki. Wart pewnie około 12 tys. zł. Mam wyjątkowe kufle Wita Płażewskiego – chwali.
Jednocześnie zwraca uwagę na zauważalny powrót mody, także wśród osób młodych. – Zauważyłam, że moda wraca, wiele moich znajomych zaczęło w nowoczesnych wnętrzach stawiać wazony z fajansu. Z pewnością są piękne, inne, niespotykane, bo malowane ręcznie tłumaczy i dodaje, że sama chce stworzyć u siebie w domu „mini muzeum”. – Taką wystawę dla znajomych, żeby pokazać, że Kujawy mają się czym pochwalić – wyjaśnia.
Problem ze znalezieniem pracowników
Zapytana o osoby pracujące w manufakturze, przyznaje, że w większości są to panie, które pracowały w fabryce, uprzednio kończąc specjalną szkołę dla malarek. – Będziemy potrzebowali coraz więcej osób, które będą mogły kontynuować to zajęcie, bo zamówień będzie coraz więcej – zaznacza.
Rajs także przyznaje, że pozyskanie nowych pracowników stanowi spory problem. – Jeśli chodzi o kwestie artystyczne, czyli malowanie, czy zdobienie tu akurat tutaj nie ma większego problemu, ponieważ tego można się nauczyć, a przy okazji nie brakuje młodych osób z pasją – wskazuje.
– Problem pojawia się w przypadku twardego rzemiosła: z modelarstwem, z wykonywaniem form – podkreśla. – Stara kadra znajduje się już w takim wieku, w którym ich możliwości są bardzo ograniczone. Natomiast jeżeli chodzi o nowe osoby, to praktycznie ich nie ma – podsumowuje.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!