Spis treści
- Rozmawiamy z prezesem Maspeksu, znanym przedsiębiorcą i założycielem jednej z największych firm spożywczych w naszej części Europy
- Najnowsze przejęcie Maspeksu w toku - Rumunia to drugi najważniejszy rynek dla grupy
- Wielu polityków myśli, że „polskie” to znaczy państwowe. Polskie to jest zupełnie inne, szersze pojęcie
- Możemy być równoprawnym uczestnikiem na rynku przejęć i prywatyzacji. Nie trzeba się tego bać - uważa Pawiński
- W ciągu 2024 r. i 2025 r. wydaliśmy blisko 1 mld zł na inwestycje. Robimy to w momencie, kiedy koniunktura nas nie rozpieszcza
- Archaiczne wymogi oklejania banderolą są śmieszne
Rozmawiamy z prezesem Maspeksu, znanym przedsiębiorcą i założycielem jednej z największych firm spożywczych w naszej części Europy
Sprzedaż detaliczna spadała przez wiele miesięcy, a ceny w sklepach rosły. Czy aby nie przesadziliście?
Konieczność podwyżek to najgorsza rzecz, jaka spada na producenta. To odraczana konieczność, która nie jest przyjemnością. Ale, jeśli patrzymy na dane makroekonomiczne, to skrzyżowanie płac i inflacji już nastąpiło, czyli siła nabywcza konsumentów została odbudowana. Natomiast zakup to jest też pewien proces psychologiczny. Jeżeli sok pomarańczowy kosztował 4,99, a teraz 8,99, to nikt tego nie lubi i konsumentom trudno jest się przestawić na wyższe punkty cenowe. Pewne jest to, że nie będzie znowu kosztował 4,99, biorąc pod uwagę ponad 200% wzrostu ceny koncentratu i to, co się wydarzyło w całym łańcuchu dostaw. Te wyższe nominalnie, ale nie realnie ceny zostaną niestety z nami. A i tak żywność w Polsce jest wysokiej jakości i w najniższej możliwej cenie w porównaniu z krajami ościennymi, gdzie też prowadzimy biznes.
Może da się wyprodukować tańszy sok o gorszych parametrach?
Parametry są ściśle określone przez przepisy prawa i sok jest sokiem. Jeżeli chcemy stuprocentowy, naturalny produkt najwyższej jakości to nie ma innej drogi.
Z czego wynika to, że w jednym sklepie sok kosztuje 6,99 a w innym 8,99 zł? Nie mówimy oczywiście o porównaniu Żabki z Biedronką.
To efekt akcji promocyjnych, jakie się zdarzają. Przełożenie podwyżek na ceny na półkach też jest stopniowe. Sieci handlowe prowadzą własną politykę. Zmieniają ceny w swoim koszyku. Jest to bardzo złożony proces i wydłużony w czasie. Natomiast nie ma powrotu do cen sprzed inflacji, bo nie ma tamtych surowców, nie ma tamtych kosztów wytworzenia. To jest już czas przeszły dokonany.

Biznes
Na te ceny bardziej wpływają surowce, o których pan wspomniał, czy bardziej jednak koszty pracy?
Przy takim klasycznym produkcie jak sok pomarańczowy surowce i opakowanie, w dużym uproszczeniu stanowią po 30 proc., do tego dochodzi jeszcze koszt produkcji, logistyki itd.
Najnowsze przejęcie Maspeksu w toku - Rumunia to drugi najważniejszy rynek dla grupy
Ostatnio gdy rozmawialiśmy jesienią, powiedział pan, że rozpatrujecie przejęcia. Rozglądacie się po rynku. To nadal aktualne?
Maspex Romania SRL - spółka należąca do Grupy Maspex, złożyła 21 maja 2025 r. dokumentację do Rumuńskiej Komisji Nadzoru Finansowego, potwierdzając zainteresowanie nabyciem akcji spółki Purcari Wineries w drodze publicznej oferty przejęcia. Oczekujemy na zatwierdzenie oferty przez FSA, aby móc przejść do kolejnych etapów procesu, który jest bardzo sformalizowany. Również od strony mówienia o tym projekcie.
Dlaczego zainteresowało was Purcari?
Obserwujemy rozsądną zmianę profilu konsumpcji w stronę napojów o niższej zawartości alkoholu, eksperymentowania ze smakami i sięganie po alkohole premium. Obecny trend to jednoznacznie mniej alkoholu, więcej smaku. W tych kierunkach rozwijamy naszą ofertę.
Ta transakcja wpisuje się w naszą szerzej zakrojoną strategię konsolidacji rynku alkoholi. Jej celem jest wzmocnienie naszej pozycji w tym segmencie poprzez integrację z lokalnymi podmiotami o ugruntowanej pozycji oraz wykorzystanie efektów skali. Równocześnie działanie to wspiera budowanie synergii operacyjnych i logistycznych w ramach naszych już istniejących struktur w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Rumunia to drugi – po Polsce – najważniejszy rynek dla Grupy Maspex, zarówno pod względem obrotów, wielkości zrealizowanych inwestycji, jak i siły nabywczej konsumentów, co ma szczególne znaczenie w branży spożywczej.

Maspex może uchodzić w pewnych segmentach za monopolistę na rynku. Jesteście takim gigantem, który rozgrywa innych.
Absolutnie nie. Jesteśmy pod silną presją naszego otoczenia. Sieci także są w dużej części producentami. Oferują własne marki.
Na przykład u was je robią.
Nasz biznes jest oparty o ten model w znikomym procencie, ale przykładowo w branży napojowej marki własne to 40 proc. rynku. Mamy po prostu pierwszą pozycję w peletonie, który jest dosyć liczny.
Wielu polityków myśli, że „polskie” to znaczy państwowe. Polskie to jest zupełnie inne, szersze pojęcie
Mamy wybory prezydenckie. Jak pan patrzy na to, co mówią politycy odnośnie repolonizacji, polskiej gospodarki opartej na polskich zasobach to pan temu kibicuje, wierzy w to?
To, że mówimy o tym, że w Polsce powinien rozwijać się polski biznes jest właściwe. Ale jeśli utożsamiamy repolonizację z własnością państwową, to mam z tym duży problem. Nie uznaję mojego państwa, a w ogólności żadnego państwa, za dobrego dostawcę usług i towarów. Wielu polityków myśli, że „polskie” to znaczy państwowe. Polskie to jest zupełnie inne, szersze pojęcie.
Jako przedsiębiorcy apelujemy o to, żeby tworzyć lepszą przestrzeń do rozwoju krajowych firm, które tutaj wytwarzają, tu mają swoje centrum zysku, tu płacą podatki oraz zatrudniają.
Jak przełożyć taki apel na konkrety?
Trzeba poprawić warunki funkcjonowania dla biznesu. Gdybyśmy się zastanowili nad tym, jaka jest rola państwa, a jaka nas, przedsiębiorców i na tym skoncentrowali, to myślę, że byłoby z tego dużo więcej dobrego, niż z wzajemnego konkurowania ze sobą.
Oczekuję państwa pomocnego, takiego, które stwarza warunki do rozwoju mojej firmy i firm moich konkurentów. Mamy się na rynku zderzać, walczyć o konsumenta, dzięki temu on ma niskie ceny i dobrą jakość. Ale w momencie gdy moje państwo wchodzi na rynek jako właściciel firmy o podobnym profilu i produkuje ketchup, to ja się pytam, czy to jest rolą mojego państwa? Uważam, że ono powinno być silne, ale w projektach infrastruktury wszelakiej, internetu, szybkich dróg, kolei oraz w naprawianiu otoczenia regulacyjnego. Mamy gigantyczną biegunkę legislacyjną, którą trzeba zatrzymać. Z radością przyjmuję zapowiedzi deregulacyjne i patrzę na nie z nadzieją.
Moje państwo powinno być aktywne także w tworzeniu tej miękkiej infrastruktury, czyli edukacji wyższej, by młodzież wybierała te kierunki, których gospodarka potrzebuje, a nie te które się fajnie studiuje.
Widzę moje państwo silne także w obszarze sądownictwa, gdzie potrzebujemy szybkiego rozstrzygania spraw gospodarczych. W biznesie kłócimy się o pieniądze. Dla nas czas jest tak samo ważny jak jakość rozstrzygnięcia. O ile tę jakość możemy poprawić w następnej instancji - bo idziemy z apelacją w górę - o tyle czasu straconego, na rozpatrywanie naszych spraw, nikt nam nie może zwrócić. Państwo silne umiałoby się tym zająć.
A państwo dziwnym trafem chce być aktywne tam, gdzie my jesteśmy. Oczywiście są takie projekty - np. energetyczne - gdzie wszystkie nasze prywatne kieszenie są zbyt płytkie. I to jest właśnie miejsce dla państwa. Zapewnienie dostępu do taniej energii jest kluczowym zadaniem dla rządzących.
Natomiast zastępowanie przedsiębiorców tam, gdzie oni sami mogą sobie radzić, jest rozrzutnością zasobów, bo państwo radzi sobie tylko w monopolu lub duopolu. A za to wszystko tak naprawdę płacimy my konsumenci.
Czy utworzona za poprzedniego rządu Krajowa Grupa Spożywcza powinna być sprywatyzowana?
Słowo prywatyzacja zostało wyklęte w ostatnich latach. Myślę, że zmieniło się postrzeganie gospodarki. Czy to jest właściwy kierunek? Uważam, że mojego państwa nie powinno być tam, gdzie my przedsiębiorcy potrafimy radzić sobie lepiej. Powinno być tam, gdzie go potrzebujemy.
Możemy być równoprawnym uczestnikiem na rynku przejęć i prywatyzacji. Nie trzeba się tego bać - uważa Pawiński
Oceniam, że Polacy kontestują raczej sprzedaż majątku i marek zagranicę, niż inwestycje polskich przedsiębiorców - przywołam tu spór wokół Prince Polo. Czy polscy przedsiębiorcy mają już taki potencjał finansowy, żeby konkurować na rynku z kapitałem zagranicznym - jeśliby wróciła prywatyzacja w jakiejkolwiek formie?
Absolutnie tak. Przykładem jest właśnie Maspex. Gros naszych marek, które oferujemy odkupiliśmy od firm zagranicznych - Agros z markami Łowicz, Kotlin, Krakus, Tarczyn, a ostatnio Żubrówkę, Soplicę i Bols. Wcześniej z programów prywatyzacyjnych odkupiliśmy Tymbark i Lubellę. Polskie firmy w branży, którą reprezentuję, mają już sporą masę mięśniową. Możemy być równoprawnym uczestnikiem tych procesów. Nie trzeba się tego bać.
Wspomniał pan o deregulacji, że jest ważna. Podobają się panu dokonania zespołu z Rafałem Brzoską na czele?
Podchodzę do tego z dużą nadzieją. Stanie z boku, w loży szyderców i kpienie, że to się na pewno nie uda, jest największym błędem, jaki można zrobić.
Jest otwarcie, jest gotowość. Nazwa „SprawdzaMY” jest dobrze przez Rafała dobrana. My dajemy pomysły a legislacja jest w rękach rządowych i sejmowych. Dzielimy się setkami absurdów legislacyjnych.
Mam informację, że tylko 10 proc. proponowanych przez nas, przez biznes propozycji deregulacyjnych zostało przez rząd zakwestionowane jako te, nad którymi nie będzie pracować. Czyli 90 proc. została przyjęta do dalszego procedowania – powtórzę, patrzę na to z nadzieją, bo może z tego dużo dobrego wyniknąć.
Jako firma podeszliśmy do tego projektu naprawdę serio. Wspomagamy tę inicjatywę. To nie tylko kwestia pomysłów, ale właściwego ich sformułowania - chodzi o to, żeby uniknąć subiektywności i prywaty w tym wszystkim, bo przecież te tysiące zgłaszanych pomysłów trzeba poddać pod sito obiektywnej oceny biznesowej, zanim pójdziemy z tym do rządu. Wykonano gigantyczną pracę. Setki osób było w to zaangażowane. Dobrze byłoby tego nie zmarnować.
W ciągu 2024 r. i 2025 r. wydaliśmy blisko 1 mld zł na inwestycje. Robimy to w momencie, kiedy koniunktura nas nie rozpieszcza
Już kilka razy rozmawialiśmy, a nigdy pana o to nie pytałem. Czy pan jest zaangażowany w proces produkcyjny? Zachodzi pan jeszcze do fabryk, spojrzeć co tam się dzieje?
Jestem inżynierem i te procesy są mi bliskie. Nie znaczy to jednak, że je nadzoruję i nimi kieruję. W każdym z moich zakładów znam procesy inwestycyjne, uczestniczę w tym, na co wydajemy pieniądze. Nie chodzi o to, że podejmuję sam te decyzje, ale jestem w procesie przygotowania strategii i planów rozwojowych.
Którą fabrykę Maspeksu uznaje pan za modelową?
Skrzywdziłbym wiele tych, których bym nie wymienił. Uważam, że jesteśmy bardzo doinwestowanym projektem jako całość biznesu. Wynika to z tego, że od początku reinwestujemy swoje zyski. Absolutna większość z tego, co jest wypracowane, jest reinwestowana. W ciągu 2024 r. i 2025 r. wydaliśmy blisko 1 mld zł na inwestycje. Robimy to w momencie, kiedy koniunktura nas nie rozpieszcza, z nadzieją, że przyjdzie moment, kiedy te zbudowane moce i zdolności znajdą swoje zapotrzebowanie na rynku. Doinwestowanie naszych fabryk, centrów logistycznych i procesów technologicznych uważam za jeden z największych sukcesów. Tak przygotowane projekty potrafią przykryć wiele naszych menadżerskich błędów.
Przez ostatnie lata inwestycje w produkcję to głównie robotyzacja i automatyzacja. Macie zakłady – de facto – bezobsługowe?
Nasza logistyka i magazyny wysokiego składowania, które mamy w Tychach, w Lublinie, Łowiczu, Olsztynie, a teraz otwieramy w Tymbarku, są dobrym przykładem. Część logistyczna Maspeksu jest zautomatyzowana na najwyższym, dostępnym obecnie, światowym poziomie.
Chciałem zapytać jeszcze o Becherovkę. Jak wygląda sytuacja? Jesteście zadowoleni z rozwoju tej marki?
Jesteśmy jej właścicielem dopiero rok. Skupiamy się na projektach redystrybucyjnych. Uważamy, że sprzedaż Becherovki w krajach poza Czechami i Słowacją była nikczemnie słaba. Zmieniamy to.
Becherovka miała dużo konceptów, których z racji tego, że była częścią większej układanki, nie mogła realizować. Wprowadziliśmy teraz bardzo ciekawy projekt na rynek czeski i słowacki - wódkę Becherovka – czystą i o smaku żurawinowym oraz grejpfrutowym. Inwestujemy w rozwój zakładu w Czechach. Zwiększamy zatrudnienie.
Archaiczne wymogi oklejania banderolą są śmieszne
Pojawiają się nowe pomysły na ograniczenie małpek. Co pan o tym myśli? To dla was duży rynek.
Konsumenci spożywają najwięcej alkoholu w piwie (55%) następnie w alkoholach mocnych (37%) i w winie (8%). Codziennie w Polsce sprzedaje się 16 mln sztuk piwa w opakowaniach 0,5l, a napojów spirytusowych w małych formatach (poniżej 300 ml) w liczbie 1,4 mln szt., czyli ponad dziesięciokrotnie mniej, niż piwa. To jest jedno wielkie zakłamanie. Pijąc po pracy piwo, zachęcani reklamą, jesteśmy cool, a sięgając po 100 mln, małą butelkę, jesteśmy patologią. Jak chcemy zająć się problemami alkoholowymi - a trzeba się nimi zająć na poważnie, aby zasady były równe - przestańmy reklamować alkohol w jakiejkolwiek postaci.
Lobby piwne jest widać silniejsze niż wasze.
To są duże dysproporcje. Już nie mówię o innych obowiązkach np. fiskalnych. I te archaiczne wymogi oklejania banderolą – to śmieszne.
Mówimy jasno: piwo to też jest alkohol. Przestańmy więc go reklamować. To będzie konkretny krok i pokazanie, że się czymś na serio się zajmujemy, a nie tylko dyskutujemy. Jeśli alkohol jest u nas problemem społecznym - a trzeba powiedzieć, że jest - przestańmy nakłaniać do jego picia.
A co pan myśli o sprawie alkotubek?
Nie rzucam kamieniem w firmę, która według mnie przepisów nie złamała. Ale są jeszcze dobre obyczaje i akceptowalne zachowania społeczne. Nie powiem, że znamy te wszystkie obszary, że na coś nie nadepniemy. Uważam jednak że, trzeba stawiać sobie wyższe ograniczenia, niż tylko te wynikające z litery prawa.
A pan nie miał takiego pomysłu, żeby wejść w ten biznes? Maspex ma opakowania, produkuje alkohol.
Nie. Jeżeli taki rodzaj opakowania byłby standardem rynkowym, wtedy można by się zastanawiać. Oczywiście mogę po szkodzie powiedzieć, że mądrzy byliśmy i nie chcieliśmy ryzykować. Jakieś wewnętrzne ograniczenie w nas było, że do tego nie podeszliśmy, wyczucie nas nie okłamało.
A gdzie dziś są nisze rynkowe? Gdybym chciał spróbować sił w branży spożywczej i miał trochę kapitału, to o czym powinienem pomyśleć żeby osiągnąć wysoką stopę zwrotu, czyli sprzedawać z wysoką marżą?
Kiedy rynek jest płytki to marże są większe. Ale kiedy rynek jest płytki to też sprzedaż jest nieduża. I odwrotnie, gdy rynek jest głęboki, to sprzedaż jest duża, ale skompresowane są marże. To jest prawo kopernikańskie ekonomii. Tego nikt nie obejdzie. Nie ma portów, gdzie woda jest spokojna a marże wysokie. Coś takiego nie istnieje.
A jeśli chodzi o asortyment? Które kategorie są dzisiaj wzrostowe pana zdaniem?
W branży spożywczej nie lubimy rewolucji. Idąc do mamy na obiad niedzielny, nie chce pan, żeby wszystko smakowało inaczej niż zwykle. Pan chce, żeby było jak kiedyś, jak zawsze. Zachowania konsumentów są podobne. Jesteśmy otwarci na eksperymenty, próbujemy nowego smaku, nowej formy opakowania, nowego produktu, ale to jest eksperyment. Po testowaniu nowości, w absolutnej większości, wracamy do swoich nawyków.
Trzeba też pamiętać, że bardzo mało nowych produktów oferowanych w branży spożywczej staje się potem standardem. Klient lubi być zaskakiwany, producenci to robią, natomiast ten proces wchodzenia do zakupowego kanonu jest wolnozmienny.