Spis treści
- Potęga dyskontów w Polsce - Biedronka, Lidl, Dino i Aldi
- „Codziennie niskie ceny” w praktyce
- Dużo pracowników i duża rotacja
- Kiedy brakuje rąk do pracy
- Kasy samoobsługowe: hit czy kit?
- Relacje z klientami bywają różne ale są też plusy pracy w dyskontach
- Różne firmy, te same wyzwania
- Lubimy zakupy w dyskontach i supermarketach
Potęga dyskontów w Polsce - Biedronka, Lidl, Dino i Aldi
W polskich miastach i miasteczkach nie brakuje dyskontów – w tym niemieckiego Lidla, duńskiego Netto, czy polskiego Dino. Także sieć sklepów Biedronka wrosła w nasz krajobraz na dobre.
Charakterystyczny czerwono-żółty szyld łatwo wypatrzyć, a sklepy portugalskiej sieci znajdziemy już w ponad 1300 miejscowościach. Co ciekawe, choć do liczebności Żabek (które wyrastają niemal na każdym rogu) jeszcze jej brakuje, to wciąż jest największą siecią detaliczną w Polsce. Na koniec I kwartału 2024 roku firma Jerónimo Martins Polska (właściciel Biedronki) mogła się pochwalić aż 3596 placówkami w całym kraju. Dla porównania Lidl, jeden z głównych konkurentów, dysponuje w Polsce siecią ponad 900 sklepów.
W najnowszych informacjach Biedronka lubi przypominać: „Czy idziemy na zakupy do Biedry, Biedrony czy Biedronki? Te różnice czynią Polaków wyjątkowymi, ale od 30 lat łączy ich jedno – codzienne zakupy w ulubionej Biedronce”. Może i jest w tym sporo prawdy, choć jednocześnie Polakom nie brakuje słów krytyki pod adresem tego sklepu i innych dyskontów – czy to za zastawione alejki, czy też za długie kolejki do kas.
„Codziennie niskie ceny” w praktyce
Hasło przewodnie Biedronki, czyli „Codziennie niskie ceny”, rzeczywiście ma swoje odzwierciedlenie w rozmaitych rankingach i badaniach rynku. W grudniu 2024 roku – a mamy koniec stycznia 2025 – w kategorii minimalnych cen produktów Biedronka została wyraźnym liderem:
w jej ofercie aż 21 produktów miało ceny minimalne;
kolejne miejsca zajęły Auchan (9 produktów), Selgros Cash & Carry (5 produktów), Makro Cash & Carry (3 produkty) i Intermarché (2 produkty);
Dino, Kaufland i Netto mogły pochwalić się tylko 1 produktem w cenie minimalnej (na 40 analizowanych).
Co ciekawe, na tym samym rynku można jednak znaleźć nieco sprzeczne wnioski. Portal czytamyetykiety.pl przeprowadził bowiem własne porównanie – tym razem koncentrując się na 24 popularnych produktach. Podsumowanie?
Pod względem ceny wygrywa Lidl, gdzie koszyk kosztował 117,69 zł, podczas gdy w Biedronce 124,50 zł (różnica niemal 7 zł).
Pod względem jakości jednak lepsza okazała się Biedronka – aż 14 jej produktów w ocenie portalu wypadło korzystniej niż u konkurenta. Lidl wygrywał w 8 kategoriach, w 2 zanotowano remis.
Dużo pracowników i duża rotacja
Biedronka ma jeszcze jeden „rekord” – jest największym pracodawcą w Polsce. Zatrudnia ponad 81 tysięcy pracowników (w tym przeszło tysiąc osób z niepełnosprawnościami – dane z grudnia 2024 roku). Niestety, w lubianej przez Polaków Biedrze, wciąż występuje wysoka rotacja, a nie wszyscy zatrudnieni pracują na pełny etat.
Podobnie wygląda to również w innych dyskontach.
Kiedy brakuje rąk do pracy
– Na zmianie pracują cztery osoby. Ktoś prowadzi zmianę, ktoś dba o wypieki (tzw. fresh), ktoś siedzi na kasie, a ostatni musi rozładowywać palety, sprzątać, obsługiwać klientów i jeszcze biegać do kasy samoobsługowej. Wystarczy, że jedna osoba zachoruje i mamy tylko trzy pary rąk – to zdecydowanie za mało na duży sklep – opowiada Ania, która przepracowała w Biedronce w Rybniku 4 lata.
Niedobór kadry jest jednym z powodów, dla których klienci widzą czasem palety zalegające w przejściach, a kolejki do kas ciągną się w nieskończoność.
– Jeśli ludzie denerwują się, że nie otwiera się dodatkowa kasa, to często wcale nie chodzi o brak chęci, ale o brak kogoś, kto mógłby tam usiąść – tłumaczy była pracownica sklepu.
W wielu dyskontach – większość zatrudnionych stanowią kobiety. Niestety, przy ciężkiej pracy fizycznej – dźwiganiu, wykładaniu towaru czy przenoszeniu palet – brak męskiej siły fizycznej bywa szczególnie odczuwalny.
– Sporo dziewczyn po prostu nie wytrzymuje takiego obciążenia i odchodzi po kilku tygodniach. Młodzi mężczyźni z kolei rzadko są zatrudniani, bo sieć woli stawiać na osoby, które zostaną dłużej, a młodzi panowie częściej się rotują. Efekt? Nadal jest mało mężczyzn, a kobiety muszą radzić sobie same – podkreśla Ania.
Przewaga kobiet wśród zatrudnionych dotyczy także innych sieci. Sylwia, która pracowała w Lidlu zarówno w Polsce, jak i w Irlandii, zauważa, że za granicą, chociaż nie było podziału zadań ze względu na płeć, to zdarzało się, że mężczyźni wykonywali te cięższe zadania jak np. wykładanie chemii i ładowanie palet. Ale to nie było regułą, tylko „dżentelmeńską przysługą”.
– Firma nie patrzy na płeć przy przydziale obowiązków i stanowisk. Jeśli na zmianie pracowali mężczyźni i nie kolidowało to z innymi zadaniami, to bywało, że po prostu pomagali w cięższych pracach, jak wykładanie chemii, a ja w tym czasie np. zajmowałam się cenówkami. To było po prostu naturalne pomaganie sobie czasami, taka dżentelmeńska przysługa, ale nie było to standardem – dodaje Sylwia.
Było to jednak możliwe, bo czy w Lidlu, czy Aldim i innych dużych sklepach w Irlandii pracowało sporo mężczyzn. W Polsce jest inaczej, przeważają kobiety.
Kasy samoobsługowe: hit czy kit?
Ania pracowała w Biedronce jeszcze zanim pojawiły się kasy samoobsługowe, dlatego dobrze pamięta moment ich wprowadzania.
– Głównym celem było odciążenie tradycyjnych kas i zmniejszenie ich liczby. W teorii miało to sprawić, że kolejki będą krótsze, bo klienci zaczną korzystać z samoobsługi – wyjaśnia.
Rzeczywistość bywa jednak mniej różowa.
– Klientom coś się nie skanuje, system nie rozpoznaje produktu albo cena promocyjna nie wchodzi. W takiej sytuacji kasjerka z kasy nr 1 musi biec do samoobsługi, przerwać obsługę swojej kolejki, a ludzie się irytują. Gdyby była osoba dedykowana do pomocy na kasach samoobsługowych, to by działało sprawniej i spełniało swój cel dużo lepiej, ale zwykle brakuje kogoś, kto mógłby stanąć wyłącznie tam na zmianie – mówi Ania.
Takie zabieganie i brak wsparcia kas samoobsługowych jest problemem także w Lidlu, co w godzinach szczytu powoduje długie kolejki.
Relacje z klientami bywają różne ale są też plusy pracy w dyskontach
Niskie ceny i częste atrakcyjne promocje przyciągają tłumy, co z jednej strony zapewnia ruch w sklepie, a z drugiej generuje konflikty.
– Część klientów rozumie, że mamy dużo pracy i mało osób na zmianie. Inni są roszczeniowi: jeśli gdzieś jest bałagan albo nie ma cenówki, potrafią się wyładować na kasjerce. Najgorzej, gdy ktoś nie doczyta zasad promocji i potem twierdzi, że Biedronka oszukuje, co nie jest prawdą – opowiada Ania, nasza rozmówczyni.
Ania chwali przede wszystkim współpracowników.
– U nas ekipa była fajna, wzajemnie sobie pomagaliśmy. Nowym osobom staraliśmy się pokazać, co i jak. W takiej atmosferze łatwiej znieść ciężkie dni – wspomina.
Oprócz tego pracownicy mogą liczyć na różne benefity czy premie, uzależnione od wyników sklepu.
Bony, wyprawki dla pierwszoklasisty, paczki na święta, wyprawka dla maluszka, opieka medyczna, psychologiczna czy karta multisport to benefity pozapłacowe, które oferują różne sieci w Polsce i rekompensują niskie wynagrodzenia podstawowe.
– W Biedronce podobały mi się bony żywnościowe na święta, paczki dla dzieci, a także premie kwartalne czy roczne. Żeby jednak dostać premię, trzeba było trzymać wysoki poziom w badaniu tajemniczego klienta i osiągać odpowiedni obrót w sklepie. Czasem brakowało dosłownie kilku punktów, np. za brak jednej cenówki, żeby premie nam przepadły – wyjaśnia Ania.
Różne firmy, te same wyzwania
Mieszane opinie krążą też wokół pracy w Dino. Na forum GoWork można znaleźć zarówno relacje o ogromnym stresie i ciągłej presji, jak i głosy osób, które chwalą sobie tę pracę.
– Przepracowałam w Dino 4 lata i doszłam do takiego stanu, że budziłam się w nocy, bo bałam się iść do pracy. Zwolniłam się dla ratowania własnego zdrowia – pisze Barbara.
Z kolei inny użytkownik forum twierdzi, że zarzuty o nadmierny czas pracy to „zwykłe kłamstwo konkurencji”. Jeszcze ktoś inny wspomina, że „po 10-12 godzin w Dino to norma, a na drugiej zmianie zdarza się, że są tylko 3 osoby”.
Nie da się ukryć, że ograniczona liczba pracowników to również wymierny koszt dla pracodawcy – im więcej osób w zespole, tym większe obciążenie finansowe dla sieci. Dla klientów i samych pracowników byłaby to jednak szansa na mniej zatłoczone alejki, zawsze aktualne cenówki, szybszą obsługę i mniejsze nerwy przy kasach samoobsługowych.
Wystarczy spojrzeć choćby na Carrefour, gdzie niemal zawsze wyznaczona jest osoba do pomocy przy kasach samoobsługowych. Efekt? Zdecydowanie mniejszy „korek” i mniej nieporozumień w strefie kas. Czyli da się.
Lubimy zakupy w dyskontach i supermarketach
Dyskonty w Polsce przebyły długą drogę od lat dziewięćdziesiątych, kiedy pojawiły się na naszym rynku, po dziś – gdy na stałe wpisały się w krajobraz miast i miasteczek. Nie tylko Biedronka czy Lidl przyciągają tłumy – Polacy równie chętnie robią zakupy w Auchan, Kauflandzie, Netto czy Aldim.
Tymczasem zza kulis wyłania się podobny obraz: za mało rąk do pracy, za dużo obowiązków i często niskie wynagrodzenia podstawowe, na co narzekają także pracownicy tych sieci.
Mimo kontrowersji i skrajnych opinii, dyskonty pozostają filarem polskiego handlu. Cieszą się popularnością dzięki konkurencyjnym cenom, szerokiemu asortymentowi i długim godzinom otwarcia. Jednocześnie losy pracowników i ich codzienny trud mogłyby stać się tematem dyskusji poza kuluarami, bo tylko tak można wpłynąć na standardy zatrudnienia w branży.
