Europejskie firmy mogą zyskać na wojnie celnej Trumpa ze światem

Michał Piękoś
Na zdjęciu: inżynier w fabryce Infineon Technologies w Dreźnie. Ten niemiecki producent półprzewodników wykorzystywanych m.in. w motoryzacji, energetyce i przemyśle, może przejąć część rynku od amerykańskich konkurentów.
Na zdjęciu: inżynier w fabryce Infineon Technologies w Dreźnie. Ten niemiecki producent półprzewodników wykorzystywanych m.in. w motoryzacji, energetyce i przemyśle, może przejąć część rynku od amerykańskich konkurentów. FOTO Infineon materiały prasowe
Wprowadzenie przez administrację Donalda Trumpa nowej fali ceł na towary z Chin, obejmujących również rynek europejski, może zburzyć dotychczasowy łańcuch dostaw i podnieść ceny towarów na całym świecie. Amerykańskie taryfy uderzają także w europejskich konsumentów – ceny iPhone’ów mogą wzrosnąć nie tylko w USA, ale i w Unii Europejskiej. Jednocześnie rośnie szansa na to, że firmy technologiczne spoza USA, mniej uzależnione od importu z Chin, zyskają przewagę konkurencyjną. Czy czas przesiąść się z iPhona na Samsunga?

Spis treści

Niedawno ogłoszone przez prezydenta Donalda Trumpa cła na importowane towary, w tym 54% taryfa na produkty z Chin, mogą znacząco wpłynąć na ceny licznych produktów, w tym iPhone'ów w Stanach Zjednoczonych. Analitycy przewidują, że koszty produkcji iPhone'ów mogą wzrosnąć o około 43%, co może przełożyć się na wzrost cen detalicznych. Na przykład, model iPhone 16 Pro Max, obecnie kosztujący 1599 dolarów, może zdrożeć do około 2300 dolarów.

Konsekwencja dla europejskich konsumentów

W Europie sytuacja wygląda nieco inaczej. Telefony iPhone przeznaczone na rynek europejski są zazwyczaj wysyłane bezpośrednio z Chin do europejskich magazynów Apple, omijając Stany Zjednoczone. Oznacza to, że cła nałożone przez USA nie mają bezpośredniego wpływu na koszty importu iPhone'ów do Europy. 

Jeśli amerykańska firma posiada fabrykę w Chinach i sprzedaje towary bezpośrednio z tej fabryki do Unii Europejskiej, to nie musi płacić amerykańskich ceł na te towary, mimo że rząd USA nałożył taryfy na import z Chin. Dzieje się tak dlatego, że towary te nie trafiają fizycznie na teren Stanów Zjednoczonych – nie są importowane do USA, a zatem amerykańskie cła ich nie dotyczą.

W takim przypadku Stany Zjednoczone nie mają żadnego wpływu na transakcję między Chinami a Unią Europejską. Towary opuszczają Chiny i trafiają bezpośrednio na rynek europejski, z pominięciem terytorium USA.

Ale to nie oznacza, że Europejczycy nie odczują podwyżki cen na produkty takich amerykańskich firm jak Apple. Przedsiębiorstwo zarządzane przez Tima Cooka działa globalnie, ale zarządza marżami i kosztami w ujęciu całościowym, a nie osobno dla każdego regionu. Jeśli w USA, które są kluczowym rynkiem, wzrosną koszty importu komponentów, firma może ponieść straty, nawet przy próbie ograniczenia podwyżek dla amerykańskich konsumentów. Aby ich nie zrazić i utrzymać udział w rynku, Apple może zdecydować się na tylko częściowe przerzucenie kosztów na klientów w USA, a resztę "odbić sobie" w innych regionach – w tym w Europie, gdzie klienci są przyzwyczajeni do wyższych cen i gdzie iPhone ma silną pozycję premium.

Firmy spoza USA, które nie mają fabryk w Chinach, mogą spróbować wykorzystać tę sytuację. Dobrym przykładem tego rodzaju przedsiębiorstwa jest Samsung, który może nałożyć presję na Apple, wykorzystując fakt, że jego łańcuch dostaw jest mniej uzależniony od Chin, a sama firma pochodzi z Korei Południowej, gdzie odbywa się głównie produkcja. Dodatkowo Samsung ma fabryki w Wietnamie i Indiach. Dzięki temu może utrzymać niższe ceny smartfonów w USA, co da mu przewagę konkurencyjną. W Europie, jeśli ceny iPhone’ów wzrosną, Samsung również może zyskać udział w rynku jako tańsza, porównywalna alternatywa. Takich firm, upatrujących zysków w nowym, “trumpowym” świecie handlu, są tysiące. 

Zysk dla europejskich firm

Co ważne z naszego punktu widzenia, zyskać na cłach mogą przede wszystkim europejskie firmy technologiczne. Jeśli amerykańskie firmy – takie jak Apple, Intel czy NVIDIA – zostaną obciążone wyższymi kosztami importu komponentów z Chin, będą zmuszone albo do podniesienia cen, albo do cięcia marż. To osłabia ich pozycję cenową na rynkach zagranicznych, w tym w Europie.

Dla europejskich firm, oznacza to szansę na zaoferowanie konkurencyjnych rozwiązań, zwłaszcza w segmentach B2B, oprogramowania, sprzętu specjalistycznego czy półprzewodników. Ich produkty mogą okazać się bardziej opłacalne dla klientów z Azji, Bliskiego Wschodu czy nawet z samej Europy, którzy wcześniej wybierali amerykańskie rozwiązania.

Dodatkowo, część inwestorów i producentów może zacząć szukać partnerów lub poddostawców poza USA, żeby unikać ryzyka celnego. To może zwiększyć zainteresowanie europejskimi technologiami, usługami IT i rozwiązaniami przemysłowymi. Na nowych cłach nałożonych przez USA mogą skorzystać niektóre duże europejskie firmy technologiczne, zwłaszcza te, które działają globalnie i konkurują z amerykańskimi producentami w obszarach sprzętu, oprogramowania i infrastruktury.

Przykładowi zwycięzcy

Firmą, która może zyskać, jest niemiecki SAP – lider w zakresie oprogramowania biznesowego i systemów ERP. Wzrost napięć handlowych i rosnące cła mogą sprawić, że firmy działające poza USA będą chętniej sięgały po rozwiązania niezależne od amerykańskiej jurysdykcji. SAP może w takiej sytuacji zyskać nowe kontrakty w Azji, na Bliskim Wschodzie czy w Ameryce Południowej, gdzie odbiorcy coraz częściej zwracają uwagę nie tylko na cenę i funkcjonalność, ale też na polityczne ryzyko związane ze współpracą z firmami z USA.

Z kolei szwedzki Ericsson może umocnić swoją pozycję na rynku infrastruktury telekomunikacyjnej, zwłaszcza w segmencie 5G. Jeśli amerykańscy konkurenci, tacy jak Cisco czy Juniper, będą musieli podnosić ceny swoich urządzeń przez wzrost kosztów komponentów z Chin, oferta Ericssona może się okazać bardziej atrakcyjna, szczególnie w krajach rozwijających się, które szukają technologii bez obciążeń geopolitycznych.

Wreszcie, niemiecki Infineon Technologies, producent półprzewodników wykorzystywanych m.in. w motoryzacji, energetyce i przemyśle, może przejąć część rynku od amerykańskich konkurentów. Jeśli firmy z USA zaczną podnosić ceny przez nowe cła, Infineon może zyskać przewagę jako dostawca stabilny, tańszy i niezależny od polityki handlowej Waszyngtonu. Europejskie firmy niekoniecznie zmienią swoją ofertę, ale ich konkurencyjność może wzrosnąć właśnie dzięki temu, że pozostaną poza zasięgiem amerykańsko-chińskiej wojny celnej.

W najbliższych miesiącach światowy handel może wejść w fazę wyraźnej destabilizacji. Jeśli Stany Zjednoczone nie złagodzą swojej polityki celnej, a Unia Europejska zdecyduje się na środki odwetowe, możliwe jest zaostrzenie wojny handlowej między kluczowymi gospodarkami świata. To z kolei może prowadzić do dalszego wzrostu cen elektroniki, ograniczenia dostępności produktów i spowolnienia inwestycji w sektorze technologicznym. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest stopniowe dostosowywanie się firm do nowych warunków – poprzez przenoszenie produkcji, zmiany łańcuchów dostaw i szukanie nowych rynków zbytu. Europa może zyskać na tej sytuacji, ale tylko pod warunkiem, że wykorzysta moment i wzmocni swoją pozycję jako stabilny i przewidywalny partner handlowy w niestabilnym globalnym otoczeniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu