https://strefabiznesu.pl
reklama

„Nie chcemy jałmużny. Chcemy równej gry”. Polski przemysł grzewczy na krawędzi

Grzegorz Gajda
Robert Galara: branża miała być kołem zamachowym polskiej gospodarki
Robert Galara: branża miała być kołem zamachowym polskiej gospodarki ANDRZEJ WISNIEWSKI / POLSKAPRESSE
Firmy ograniczyły zatrudnienie, wstrzymały inwestycje, przeszły w tryb przetrwania. Jeszcze w 2022 roku branża urządzeń grzewczych, a szczególnie pomp ciepła i systemów OZE, była uznawana za jedno z kół zamachowych polskiej gospodarki. Co poszło nie tak?

Spis treści

Sytuacja branży: po szczycie nadchodzi upadek

Jeszcze w 2022 roku branża urządzeń grzewczych, a szczególnie pomp ciepła i systemów OZE, była uznawana za jedno z kół zamachowych polskiej gospodarki. Zapotrzebowanie było ogromne, firmy inwestowały w rozwój, zatrudniały setki pracowników, modernizowały linie produkcyjne. To był czas ekspansji i optymizmu.

Dziś, według ludzi z branży, sytuacja jest dramatyczna. Udział polskich producentów pomp ciepła w rynku spadł z 5–8% do zaledwie 3%. Firmy ograniczyły zatrudnienie, wstrzymały inwestycje, przeszły w tryb przetrwania.

Już się nie rozwijamy, tylko walczymy o przeżycie. Przez lata wmawiano nam, że branża urządzeń OZE – pomp ciepła, kolektorów, rekuperatorów – to będzie koło zamachowe polskiej gospodarki. Że inwestując w nią, robimy coś ważnego dla kraju, dla klimatu, dla przyszłości. No to inwestowaliśmy. Kupowaliśmy maszyny. Budowaliśmy hale. Tworzyliśmy działy R&D (badania i rozwój). Szkoliliśmy ludzi. Teraz - tniemy koszty. Wstrzymujemy produkcję. Zwalniamy ludzi. I zadajemy sobie w kółko to samo pytanie: Co, do cholery, poszło nie tak? – pyta Robert Galara, wiceprezes firmy Galmet.

Repolonizacja przemysłu – zapowiedź nadziei

Zapowiedź repolonizacji przemysłu, ogłoszona przez premiera Tuska, została przez branżę przyjęta z nadzieją. Firmy takie jak Galmet – rodzinne, lokalne, wielopokoleniowe – odebrały ją jako szansę , by wreszcie zauważono ich znaczenie.

„Kapitał ma narodowość” – mówił premier. My to wiemy od dawna, ale jak to usłyszeliśmy, to uwierzyliśmy, że coś się ruszy. Napisaliśmy list otwarty do premiera. Z szacunkiem i poparciem dla idei repolonizacji. Z prośbą o rozmowę, o wysłuchanie. Czekamy na odpowiedź– mówi Robert Galara.

Zdaniem prezesa, repolonizacja w praktyce to nie tylko wspieranie polskich producentów, ale też przywracanie równowagi na rynku zalewanym przez tani import i niską jakość zza granicy. To również docenienie, że każda złotówka wydana na polski produkt, wraca do budżetu w postaci podatków, wynagrodzeń i rozwoju lokalnych społeczności.

Dlaczego branża znalazła się w kryzysie?

Lista przyczyn jest długa, złożona i – co gorsza – niezmienna od lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
  1. Tani i nieuczciwy import z Dalekiego Wschodu – chińskie produkty są dotowane, mają zaniżone ceny, często nierzetelne certyfikaty jakości, które nie odzwierciedlają faktycznych parametrów. Polskie firmy muszą spełniać restrykcyjne normy i są często kontrolowane. Ich konkurenci nie.

  2. Wysokie ceny energii elektrycznej – Polska ma jedne z najwyższych cen prądu w Europie. Niewydolne sieci przesyłowe i brak inwestycji w energetykę biją w sektor przemysłowy.

  3. Zamieszanie wokół fotowoltaiki i programu „Czyste Powietrze” – zmiany w ustawach, niejasne wytyczne, zatory w wypłatach dotacji. Rzemieślnicy montują sprzęt za własne pieniądze, a na zwroty czekają miesiącami. To powoduje zadłużenie, paraliż inwestycji i rezygnację z zakupów u producentów.

  4. Patologie i nadużycia – szczególnie w tzw. III grupie dofinansowań, przeznaczonej dla najuboższych. Oszuści wykorzystują niewiedzę beneficjentów, zawyżają koszty, instalują wadliwe urządzenia. Efekt: zły PR pomp ciepła, rosnąca nieufność do OZE.

  5. Brak spójnej polityki przemysłowej – działania ważnych dla biznesu instytucji są nieskoordynowane. Firmy nie mają z kim rozmawiać, nie wiedzą, na jaką pomoc mogą liczyć.

To efekty wieloletniego lekceważenia i braku strategii państwa wobec własnych producentów. Zacznijmy od prostego faktu: nie da się wygrać konkurencji z tanim, dotowanym, niskiej jakości importem z Chin i innych krajów Dalekiego Wschodu. Nie dlatego, że oni są lepsi. Tylko dlatego, że ich państwo ich wspiera, a nasze nas – nie. U nich koszty pracy to ułamek naszych. Waluty są zaniżane. Produkcja dotowana. Certyfikaty? Na papierze – wszystko gra. Ale w praktyce, kiedy sprawdza się taki sprzęt w laboratorium, okazuje, że parametry są fikcją. Ale polski klient tego nie wie i nie ma jak sprawdzić. Wybiera to, co tańsze. A polski producent ma związane ręce – alarmuje Robert Galara.

Czego oczekuje branża? Konkretnego wsparcia – nie jałmużny

Polscy producenci nie chcą pieniędzy „na tacy”. Chcą równych warunków gry. W swoim apelu do premiera przedstawili szereg postulatów:

  • Stworzenie skoordynowanej polityki przemysłowej – z udziałem NCBR, PAIH, NFOSiGW, z jasno określonymi celami i strategiami rozwoju.

  • Program wsparcia dla krajowej produkcji komponentów do pomp ciepła – dziś większość części pochodzi z importu. Potrzebny jest impuls inwestycyjny, by stworzyć łańcuch wartości w Polsce.

  • Rzetelna kontrola jakości importowanych produktów – walka z podróbkami i fałszywymi certyfikatami.

  • Uproszczenie procedur grantowych i realny dostęp do środków – dziś granty są dostępne tylko dla inwestycji rzędu setek mln euro. Dla firm rodzinnych to bariera zaporowa.

  • Ochrona lokalnego rynku – nie w postaci ceł, lecz poprzez stabilne i przewidywalne programy wsparcia.

My nie żądamy pieniędzy. Nie chcemy dopłat. My chcemy jednej rzeczy: równego traktowania. W Niemczech najpierw kupuje się niemieckie. We Francji – francuskie. We Włoszech – włoskie. Tylko w Polsce politycy nie widzą, że gospodarka bez własnego przemysłu to fikcja – uważa Galara.

Polskie firmy są istotne dla gospodarki i rozwoju

Firmy rodzinne, działające w mniejszych miejscowościach, jak Głubczyce, to często najwięksi lokalni pracodawcy. Ich wpływ wykracza daleko poza samą halę produkcyjną.

Myśmy zbudowali ten przemysł od zera. Mój ojciec zaczynał 43 lata temu. Ja od ponad trzydziestu lat pracuję na tej hali. Mój syn też już u nas pracuje. Mamy tu całe rodziny – trzy pokolenia - wylicza prezes Galmetu.

Dziś nie rozwijamy się. Dziś walczymy o przetrwanie. Jeszcze dwa lata temu – boom, pełne zamówienia, produkcja szła na trzy zmiany. Teraz mamy magazyny pełne towaru, ludzie patrzą, czy jutro w ogóle będzie robota. My już nie pytamy - czy zainwestujemy w nowe linie. My się pytamy, czy przeżyjemy kolejny kwartał – dodaje Rober Galara.

Galmet to największy pracodawca w powiecie głubczyckim.

Nie zatrudniamy ludzi z ogłoszeń – to są nasi sąsiedzi, kuzyni, dzieci naszych pracowników. Czasem pracują trzy pokolenia w jednej rodzinie. Kiedy zwalniam kogoś, nie zwalniam tylko pracownika – zamykam drogę jego rodzinie. My tworzymy ekosystem – nie tylko miejsca pracy. Dajemy życie szkołom, przedszkolom, sklepom. Płacimy podatki. Kupujemy lokalnie. Nie optymalizujemy podatków w Holandii czy na Cyprze. My tutaj żyjemy. Zatrudniamy pokolenia. Jeśli nas zabraknie, nie tylko znikną miejsca pracy – zniknie życie z całych regionów - podkreśla Galara.

Wiele takich firm powstało w latach 80. i 90. z pasji, często w garażach lub małych warsztatach. Wtedy były zalążkiem polskiego kapitalizmu i wolnego rynku. Dziś to zakłady produkcyjne z nowoczesnymi liniami, laserami, automatyką przemysłową i własnym działem R&D.

Co dalej? Ostatni dzwonek

Zdaniem Galary jeśli teraz nie podejmie się żadnych działań, za kilka lat nie będzie w Polsce ani jednego producenta pomp ciepła. Polska będzie tylko montownią dla importowanych towarów.

A wtedy nikt już nie zapyta, dlaczego. Będzie po prostu za późno. Nie chcemy płakać. Chcemy działać. Ale jeżeli z 600 osób zostanie 300, a potem 100, to niedługo może nie zostać nikt. Dziś mamy 3% rynku. Za chwilę nie będziemy mieli wcale – mówi Galara.

Reprezentanci polskich producentów apelują do rządu o realne działania, nie deklaracje. Bo, jak mówią: jeśli ten moment zostanie przespany, kolejne pokolenie nie będzie już miało fabryki, do której można przyjść do pracy – jak ojciec, dziadek, czy sąsiad.

Rodzinna firma Galmet z Głubczyc to jeden z największych producentów urządzeń grzewczych w Polsce. Działa nieprzerwanie od ponad 40 lat, zatrudnia blisko 600 osób i produkuje m.in. pompy ciepła, zbiorniki buforowe, kotły czy systemy solarne. Dziś – podobnie jak dziesiątki podobnych przedsiębiorstw w kraju – walczy o przetrwanie.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Granica opłacalności benefitów. Firmy liczą każdy grosz

Granica opłacalności benefitów. Firmy liczą każdy grosz

Wiek pracowników rośnie. Przyszłość rynku pracy pod znakiem zapytania

Wiek pracowników rośnie. Przyszłość rynku pracy pod znakiem zapytania

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu