Spis treści
Co chcą zmienić posłowie?
Sejmowa Komisja nadzwyczajna do spraw zmian w kodyfikacjach zajmuje się poselskim projektem ustawy, który zobowiązuje pracodawców do przedstawiania proponowanego wynagrodzenia w publikowanych przez nich ofertach pracy. We wtorek (22.04) odbędzie się jego trzecie czytanie.
– Osoba ubiegająca się o zatrudnienie na danym stanowisku powinna otrzymywać od pracodawcy informację o: wynagrodzeniu, o którym mowa w art. 183c § 2, jego początkowej wysokości lub jego przedziale – opartym na obiektywnych, neutralnych kryteriach, w szczególności pod względem płci, oraz odpowiednich postanowieniach układu zbiorowego pracy lub regulaminu wynagradzania – w przypadku gdy pracodawca jest objęty układem zbiorowym pracy lub obowiązuje u niego regulamin wynagradzania - czytamy w projekcie.
Informacje takie mają pojawić się "w ogłoszeniu o naborze na wolne stanowisko pracy lub przed rozmową kwalifikacyjną, lub w innym przypadku przed nawiązaniem stosunku pracy". Poza tym pracodawca będzie musiał zapewnić, aby ogłoszenia o naborze na wolne stanowisko oraz nazwy stanowisk były neutralne pod względem płci, a proces rekrutacyjny przebiegał w sposób niedyskryminujący.
Biznes ma wątpliwości
Na pierwszy rzut oka zapisy te wydają się oczywiste. Trudno się z nimi nie zgodzić. Jednak nic bardziej mylnego. Przedstawiciele przedsiębiorców mają wiele zastrzeżeń. I to zarówno dotyczących treści projektu, jak i jego formy.
– Mamy wyrywkową regulację, a my czekamy na przepisy wdrażające dyrektywę. Dla pracodawców byłoby łatwiej, gdyby mieli kompleksowy akt prawny wdrażający dyrektywę, a nie takie cięcie przepisów po kawałku. To wprowadza chaos. Po co nam ta wyrywkowa regulacja? Podczas gdy do końca tego roku powinniśmy wdrożyć pełną treść dyrektywy – przekonuje Joanna Torbé-Jacko, ekspertka BCC ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych.
Biznes

– W ogłoszeniu powinna być pensja bazowa, najczęściej przedział tej pensji bazowej. Doregulowanie, że w ogłoszeniu powinna być również informacja o bonusach, premiach i tak dalej, nie jest potrzebne. To jest bardzo często negocjowane indywidualnie – dodaje.
Natomiast według Roberta Lisickiego z Konfederacji Lewiatan dla większości podmiotów, szczególnie dużych firm, podawanie wynagrodzenia w ogłoszeniu o pracę to kwestia zrozumiała. Jednak, jak zaznacza, są też pracodawcy, którzy woleliby podawać wynagrodzenie w momencie, kiedy zidentyfikują konkretnych kandydatów, zaproszą ich na rozmowę kwalifikacyjną. Bo, jak tłumaczy Robert Lisicki, wynika to z faktu, że w niektórych przypadkach systemy wynagrodzeń są złożone.
– Posłowie, pomysłodawcy projektu, chcą bezwzględnego publikowania wynagrodzenia i innych informacji o wynagrodzeniu w ogłoszeniu o pracę. Jesteśmy po rozmowach z naszymi firmami członkowskimi i będziemy próbowali przekonywać posłów, żeby zostawili możliwość przekazania informacji o wynagrodzeniu nie tylko w ogłoszeniu, ale też przed rozmową kwalifikacyjną – wskazuje Robert Lisicki.
– Ten przepis, który jest zaproponowany obecnie, mówi tak naprawdę o tym, że mamy ujawniać przedział wynagrodzenia bądź jego wysokość początkową. Ale jednocześnie mamy informować o stosownych postanowieniach układów zbiorowych i regulaminów wynagradzania. Firmy mają zrozumienie dla potrzeb podawania proponowanego wynagrodzenia bądź przedziału tego wynagrodzenia, ale wolałyby ten drugi element, czyli obszerniejszą informację, przekazywać dopiero przed rozmową kwalifikacyjną – dopowiada.
Jak podkreśla przedstawiciel Konfederacji Lewiatan, projekt poselski idzie dalej dyrektywa, bo ta dyrektywa wymaga od pracodawcy jedynie, żeby przed rozpoczęciem negocjacji w sprawie określenia warunków umowy o pracę pracownik dostał informację o wynagrodzeniu, które ma otrzymywać na danym stanowisku.
– Dyrektywa wskazuje tylko, że to może się zdarzyć w ogłoszeniu o pracę bądź przed rozpoczęciem rozmowy kwalifikacyjnej. Natomiast nie narzuca, że ta informacja zawsze musi znaleźć się w ogłoszeniu o pracę – podkreśla Robert Lisicki.
Związkowcy: to krok w dobrym kierunku
Uwagi do poselskiego projektu mają też przedstawiciele związków zawodowych. Nie skreślają go jednak z kretesem.
– Projekt, który na początku został nam przedstawiony, był merytorycznie i legislacyjnie bardzo słaby. Został oceniony przez nas negatywnie, łącznie z tym, że wskazaliśmy jako organizacja, że jeżeli intencją projektu jest implementacja dyrektywy całościowa lub częściowa, to powinno się to odbyć się w ramach projektu rządowego, powinno się to odbyć w oparciu o dialog społeczny, w Radzie Dialogu Społecznego. W tej części ja to stanowisko podtrzymuję. Natomiast jako prawnik, który został zaproszony na posiedzenie podkomisji, mogę powiedzieć, że rozwiązanie, które zostało poprawione i następnie zaprezentowane na posiedzeniu podkomisji, na posiedzeniu komisji, nie koliduje z dyrektywą. Na kolejnych etapach partnerzy społeczni nie opiniują już projektu, więc OPZZ nie miał możliwości odniesienia się do tego, co dalej dzieje się z tym projektem – mówi Błażej Mądrzycki z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Zdaniem Błażeja Mądrzyckiego, to, co proponują posłowie, jest rozwiązaniem dobrym dla pracowników. Zwraca on uwagę, że formułowanie w ogłoszeniu o pracę tego, ile pracodawca jest w stanie zapłacić za wykonywaną pracę to bardzo dobry ruch.
– Stawka wynagrodzenia powinna być publikowana w ogłoszeniu. Z tego, co rozumiem, z wypowiedzi posła Zembaczyńskiego, który jest posłem sprawozdawcą w tym projekcie, to ideą wnioskodawców, jest właśnie to, żeby to było w ogłoszeniu. Ale umówmy się: w naszej kulturze jest to rewolucja. Myślę, że będzie bardzo trudno dojść do czegoś takiego, żebyśmy wysokość wynagrodzenia publikowali w ogłoszeniu, bo zarobki w pewnym stopniu wciąż pozostają tematem tabu w naszej kulturze. Jak wyjdziemy na ulicę i zaczniemy pytać ludzi, ile oni zarabiają, to się pogniewają – twierdzi przedstawiciel OPZZ.
W jego ocenie nie tylko wysokość wynagrodzenia, ale też wszystkich innych składników, które przypisane są do danego stanowiska, powinny być znane.
– Absolutnie nie mogą to być szerokie widełki, bo to nic nie zmieni. Bo przecież nie jest tak, że pracodawca jak poszukuje kogoś, to ma widełki od 5 do 10 tys. i że on tak naprawdę nie wie, ile jest w stanie zapłacić. Przecież ma jakiś budżet. Chodzi o to, żeby nie było tak, że ktoś przejdzie cały proces rekrutacyjny, będzie zadowolony, ale w momencie podpisania umowy, nagle okaże się, że komuś proponowane jest takie wynagrodzenie, które nawet na czynsz nie wystarczy – podkreśla Błażej Mądrzycki.
Z kolei Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych jest zdania, że w Polsce panuje przekonanie co do tego, że pracownik to jest ktoś gorszy niż pracodawca. Mimo to przedstawiciel FZZ uważa, że poselski projekt to krok w dobrym kierunku.
– Pracodawcy mają obowiązek uczciwie prowadzić proces rekrutacyjny i jednocześnie to, co pracodawca proponuje na poziomie płacowym i pozapłacowym, jakość tej informacji, to opis, kim ten pracodawca jest – mówi Grzegorz Sikora.
W jego opinii państwo powinno wprowadzać rozwiązania, które będą zmieniały kulturę zarządzania w przedsiębiorstwach, po to, żeby likwidować lukę płacową między kobietami i mężczyznami. Ale nie tylko.
– Chodzi o to, żeby pracodawcy nie traktowali wynagrodzenia jako kwestię trzeciorzędną lub manipulowali informacją o wynagrodzeniu, co w moim przekonaniu zaburza proces transparentnej, uczciwej rekrutacji – podsumowuje reprezentant FZZ.