Strefa Biznesu: Czy na budowę elektrowni atomowej w Polsce nie jest za późno?
Prof. Andrzej Strupczewski: Za późno na budowę elektrowni jądrowej w Polsce na pewno nie jest, natomiast kiedy naprawdę taka budowa mogłaby się rozpocząć, ciężko jest mi powiedzieć. Ale mam nadzieję, że ten proces rozpocznie się jak najszybciej. Z tego, co mówi strona rządowa, proces się rozpoczyna, zabezpieczone jest finansowanie na ten cel, ale w dalszym ciągu jesteśmy w fazie badań terenowych, planowania i uzgodnień z dostawcami.
Ile i jakich elektrowni potrzebuje Polska, chcąc całkowicie zrezygnować z węgla?
Przy obecnym użyciu energii (165 TWh rocznie) potrzebowalibyśmy 8 dużych elektrowni, czyli takich, jak obecnie są projektowane. Zależy jak duże elektrownie by to były, czy po 2, czy po 3 bloki i o jakiej mocy. Na pewno nie jest rozwiązaniem dla nas, żebyśmy budowali SMR-y, chociaż posiadają swoje zalety, ale są drogie i raczej się nie zapowiada, żeby miałyby być tańsze.
Dobrym rozwiązaniem byłyby bloki o mocy 1000 MW w kontekście tego, że elektrownie posiadałyby 2-3 takie bloki. Dzięki temu mogą się wzajemnie rezerwować w okresach, w których dokonuje się różnego rodzaju montażu, demontażu, czy poprawek w jednym z dwóch bloków, a w takim przypadku może nastąpić uruchomienie trzeciego bloku.
W rzeczywistości oferowane bloki na rynku mają 1400 MW w przypadku bloków koreańskich, albo 1500 MW, jak w przypadku bloków francuskich i 1100 MW w przypadku bloków amerykańskich, które mają być u nas budowane.
Czyli to przemawia za technologią amerykańską?
Bloki 1100 MW są najbardziej zbliżone do naszych wymagań sieci w Polsce, która nie powinna udźwignąć bardzo dużych mocy naraz. Jednak podnoszenie mocy elektrowni ma tę wielką zaletę, że daje nam tańszą energię w przeliczeniu na 1 MW mocy, ponieważ musimy ponieść koszty na elektrownie jądrową, które są bardzo podobne, niezależnie od tego, czy ma 1100 MW, czy 1400 MW.
Cała automatyka, cała elektronika są takie same. Nie możemy obniżyć wymagań przy mniejszej mocy, co oznacza, że bardziej opłaca się wybudować dużą elektrownię, o dużej mocy, ponieważ wszystkie poniesione koszty rozkładają się na większą moc. To w pewien sposób tłumaczy decyzję Francuzów dotyczącą budowy elektrowni o mocy 1500 MW. Natomiast Amerykanie budują elektrownię o mocy 1100 MW, ponieważ zastosowane są w niej inne rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa, możliwe właśnie do mocy 1100-1200 MW.

Tutaj warto podkreślić, że nie jesteśmy pewni, czy będzie to także możliwe powyżej tej mocy. Koreańczycy chcieli to zrobić, uzyskali odpowiednie licencjonowanie u siebie dla tej metody amerykańskiej ale jeszcze nie w Unii Europejskiej. Zresztą notabene chodzi o metodę, którą wymyślili nasi przyjaciele z Finlandii, co zastosowali w swojej elektrowni. Proponowali nam udział w tych badaniach i wprowadzeniu tego rozwiązania do dużej energetyki, jednak działo się to w czasach kiedy Polska znajdowała się w fazie „nie” dla energetyki jądrowej i nie przyjęliśmy tej propozycji, wobec czego Finowie stworzyli takie rozwiązanie wspólnie z Amerykanami, co zostało przejęte przez Amerykanów przy współudziale Polaków.
Pierwsze bloki AP600 o mocy 600 MW, czyli trochę mniejsze od tych, które mają być budowane w Polsce, były doskonalone przy udziale Polaków.
Dlaczego to rozwiązanie się nie przyjęło?
Warto podkreślić, że AP600 było dobrym reaktorem, ale nie zostało wprowadzone z uwagi na koszty. Koszty dla bloku o mocy 600 MW i 1000 MW są bardzo podobne. Natomiast już zysk zdecydowanie większy w przypadku bloku o mocy 1100 MW.
Jak duże znaczenie ma moc, w przypadku budowy? Czy większa moc istotnie wydłuża czas realizacji inwestycji?
Owszem, wydłuża, ale w naprawdę niewielkim stopniu. Elementy, które w największym stopniu wydłużają proces budowy, to licencjonowanie danej elektrowni oraz pokonywanie przeszkód w postaci procesów sądowych, w których przeciwnicy są przeciwni budowie elektrowni jądrowej.
Tego typu procesy zawsze kończą się jednakowo, czyli budowa otrzymuje odpowiednie zgody i pozwolenia, także te dotyczące bezpieczeństwa, ale same procesy znacząco wydłużają ten czas. Zdarzało się, że zajmowały nawet kilkanaście lat, a w najkrótszym przypadku „zaledwie” kilka lat.
Czy Polska powinna się przygotować na tego typu procesy? Opóźnienia w związku z ich prowadzeniem?
Nie wiem, zobaczymy. To zależy od stanowiska rządu. Dla przykładu podam, że w USA jest taka reguła, w ramach której organizacja, która występuje w imieniu pewnej grupy mieszkańców i chce podważyć słuszność budowy elektrowni, otrzymuje w całości koszty, które poniesie w ramach procesów sądowych. Co oznacza, że praktycznie każdy może wystąpić do sądu z żądaniem, aby nie budować elektrowni, ponieważ tak naprawdę nic go to nie kosztuje, gdyż po latach otrzymuje zwrot środków poniesionych na ten cel.
W krajach europejskich nie ma takiego prawa i mam nadzieję, że tak pozostanie i rząd nie będzie zwracał środków organizacjom typu Greenpeace za czas, który poświęcili na atakowanie elektrowni jądrowej. W szczególności, że obiekty, które będą u nas budowane są przetestowane i sprawdzone przez różnego rodzaju nadzory jądrowe w różnych krajach, dzięki czemu mamy pewność, że są przede wszystkim bezpieczne i dobre.
W związku z tym proces inwestycyjny w Polsce powinien być szybszy, ale podstawową sprawą przy budowie elektrowni pozostaje uzyskanie licencji i wszystkich zezwoleń, a jest ich bardzo dużo, ponieważ najróżniejsze elementy tej elektrowni można zakwestionować w kontekście tego, czy aby na pewno są dobrze zrobione, czy są wystarczająco bezpieczne i trzeba udowodnić, że takie właśnie są.